„Pijacy” zwiastun

Twórcy

Scenariusz i reżyseria

Artur W. Baron

Scenografia, reżyseria świateł

Łukasz Błażejewski

Kostiumy:

Dorota Roqueplo

Choreografia:

Maćko Prusak

Opracowanie muzyczne:

Paweł Romańczuk

Przygotowanie wokalne

Artur Sędzielarz

Projekcje video

Tomasz Głodek

Asystent scenografa

Magdalena Łakoma

Asystent kostiumografa

Beata Klimkowska-Stabryła

Asystent reżysera/inspicjent

Magdalena Gródek

Rozmowa z Arturem W. Baronem

 

Pijacy według Franciszka Bohomolca w pańskiej reżyserii pojawili się już trzy lata temu w Teatrze Polskim w Szczecinie. 

– Tak, graliśmy tę komedię przez jeden sezon w 2019 roku, potem teatr w Szczecinie został zamknięty z powodu przebudowy. Pijacy w Teatrze Bagatela są jednak zupełnie nową sztuką, właściwie wszystkie jej elementy są nowe. Tekst został zmieniony; choć nadal głównym spoiwem jest oświeceniowa komedia Bohomolca, to poszerzyłem ją o fragmenty z innych sztuk tego autora, a także o elementy z pamiętników, dzienników i różnych tekstów staropolskich. Dodałem też więcej cytatów z współczesnej, mówiącej o piciu prozy: z Pilcha czy Jerofiejewa. Ale przede wszystkim diametralnie odmieniona została koncepcja inscenizacyjna i obsadowa, nowi są twórcy, biorący udział w projekcie. Stąd pomysły na kostiumy autorstwa Doroty Roqueplo, kompletnie zmieniony kształt scenograficzny, stworzony przez Łukasza Błażejewskiego, a także inna warstwa muzyczna, skomponowana przez Pawła Romańczuka z zespołu Małe Instrumenty, inne piosenki, a nawet inny ruch sceniczny, opracowany przez Maćko Prusaka. Słowem – Bagatela od Nowa i Pijacy od nowa!  

– Jak tekst oświeceniowy brzmi dzisiaj? Uwspółcześnił go pan? 

Akcja spektaklu dzieje się współcześnie, choć bawimy się i na różne sposoby gramy odniesieniami do sarmatyzmu. Nie udajemy oczywiście sarmatów jak z Sienkiewicza, ale tworzymy na wskroś współczesne postaci, które mówią językiem staropolskim ze współczesną energią i ekspresją. Mam nadzieję, że udało nam się to połączyć bez sztuczności i nadęcia. Wszystko to sprawia, że osiemnastowieczny tekst Pijaków nabierze rumieńców i stanie się bliższy dzisiejszej widowni. Trzeba jednak zaznaczyć, że od oświecenia do dnia dzisiejszego tak naprawdę bardzo niewiele się zmieniło w Polskiej obyczajowości – jak piliśmy, tak pijemy! Dużo i wciąż na umór, pijemy z jakąś dzikością serca i szaleństwem, które zdają się wiele mówić o naszym narodowym charakterze. Jerzy Pilch w swojej sienkiewiczowskiej frazie, która wspaniale koresponduje z językiem Bohomolca, ujął to tak: „Piję, bo piję, piję, bo lubię, piję, bo jestem obciążony genetycznie. Wszyscy moi przodkowie pili. Pili moi pradziadowie i dziadowie, pił mój ojciec i piła moja matka. Nie mam sióstr ani braci, ale jestem pewien: gdyby byli na świecie, wszystkie moje siostry by piły i wszyscy moi bracia również by pili”. 

Czy to nie trochę smutne? 

Bohomolec napisał Pijaków trzysta lat temu z myślą o naprawie moralnej polskiego społeczeństwa, ale społeczeństwo, jak to społeczeństwo, jest jakie jest i ma to do siebie, że niezbyt chętnie się uczy i chyba niekoniecznie jest skłonne do naprawy. Można się więc zastanawiać, czy umoralnianie w ogóle ma jakiś sens. Dlatego nie traktuję tej sztuki umoralniająco. Nie oceniam ani tych, którzy piją, ani samego picia. Zresztą już w starożytności wykopywano tabliczki z tekstami, w których piętnowano „młódź wszeteczną” i jej zepsucie moralne. Dlatego podchodzę do sprawy z przymrużeniem oka, a nawet z wielką wyrozumiałością dla bohaterów. W naszych Pijakach stawiamy lustro, w którym każdy może się przejrzeć i pomyśleć o własnych doświadczeniach, wyciągnąć wnioski, a także zobaczyć, jak niewiele się różnimy od naszych sarmackich przodków. Pijakiewicz wypowiada w sztuce Bohomolca takie słowa: „Chcesz przyjaźń z kimś zawrzeć – trzeba się upić; chcesz sprawę jakąś wykierować – trzeba się upić. Inaczej zginąłby człowiek na tym świecie!”. Mam wrażenie, że to bardzo współczesna myśl, oddająca odwieczny stan polskiego ducha. Bez wódeczki nie da rady, kto nie pije ten donosi, rudy – napij się, i tym podobne. Pozornie opowiadamy więc „rzecz wesołą i pełną przyjemności”, ale można w niej zobaczyć i drugą, znacznie mniej zabawną stronę. Choćby tradycja przymuszania do picia  – „Nie pić, nie pić, jak nie pić, mając gości u siebie? Pozwolić gościowi odejść zanim się upije, jako też przyjęcie zakończyć, zanim pan domu pijany nie będzie, wstyd przynosi” – oto zwyczaj staropolski, ale i dziś nam nie obcy, prawda? A trzeba też wiedzieć, że wówczas wypijano ogromne ilości alkoholu. Naczynia do picia trunków z osiemnastego czy nawet dziewiętnastego wieku były ogromne i nierzadko mieściły całą butelkę wina, jak choćby kielichy powitalne, nazywane wilkami od niemieckiego willkommen.  Zarówno więc obyczaje, jak i ilości, które wypijano, nie sprzyjały zdrowemu oglądowi świata i otaczającej nas rzeczywistości. I skończyło się, jak się skończyło… 

Skąd pomysł na wystawienie komedii Franciszka Bohomolca? 

Po prostu lubię imprezować! [śmiech] Pomyślałem, że zamiłowanie do zabawy bardzo głęboko w nas, Polakach, tkwi, i dobrze zobaczyć to z dystansu, dobrze się w tym przejrzeć. Poza tym konfrontacja z komedią oświeceniową była dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Mam też poczucie, że jest to pewien rodzaj misji: przywracanie starodawnym tekstom życia i nadawanie im nowej jakości to naprawdę wspaniała rzecz! Choć w tekście Bohomolca nie ma specjalnych głębi filozoficznych czy rozważań o naturze picia, starałem się znaleźć przestrzeń i dla takich rozważań. Gdzieś w tle pojawiają się więc pytania: czy picie jest naszą polską tożsamością, stanem polskiego ducha? Czy naprawdę bez tego się nie da? Pewnie się nie da. No więc: „W Polskę idziemy, drodzy panowie, w Polskę idziemy! Nim pierwsza seta zaszumi w głowie, drugą pijemy!”.
Z Arturem W. Baronem rozmawiała Katarzyna Wójcik

 

Osoby

 

Franciszek Bohomolec (17201784)

Był jedną z czołowych postaci polskiego oświecenia. Zasłużył się zarówno na polu literackim, jak i edukacyjnym. Przez 20 lat uczył w warszawskiej szkole zakonu jezuitów, do którego należał; kierował także drukarnią warszawską, redagował „Kurier Polski” i „Wiadomości Uprzywilejowane Warszawskie” oraz pisał do „Monitora”.  W swoich mowach i artykułach występował w obronie czystości języka polskiego i kultury polskiej, piętnując manieryczne stosowanie obcych zwrotów. Wydał między innymi dwa podręczniki do nauki retoryki i poetyki, a także tom wierszy. Trzon jego
twórczości literackiej stanowiły jednak dramaty, które zaczął tworzyć w wieku
25 lat. Zasłynął przede wszystkim jako twórca teatru pedagogicznego w Polsce.
Jego komedie, zwane konwiktowymi, propagowały naprawę obyczajów, równość
społeczną, a także zaniechanie uprzedzeń wobec obcokrajowców, i przeznaczone
były w szczególności do wystawiania na otwartych scenach przez młodzież
szkolną. Wiele spośród nich było przeróbkami sztuk zagranicznych twórców, w tym
Moliera, którego – jak napisał Jan Kott Bohomolec „odkrył dla polskiej sceny”. Zamieszczona w wydanych w 1767 Komediach na teatrum JKMci wyprawowanych sztuka Pijacy reprezentuje ten typ dowcipnej farsy na tle lekkiej, zabawnej intrygi, po którą Bohomolec sięgał w swojej twórczości najchętniej.

 

Artur W. Baron

Scenarzysta i reżyser. Wyreżyserował między innymi filmy Anioł w Krakowie (2002, nagrodzony m.in. Nagrodą za debiut reżyserski na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych oraz Polską Nagrodą Filmową Orzeł), Zakochany Anioł (2005, nagrodzony Srebrnym Granatem na Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Komediowych), Tischner – życie w opowieściach (2008, nagroda Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji) oraz Marek Edelman: Życie. Po prostu (2008, Nagroda Publiczności na Festiwalu Form Dokumentalnych „Nurt”). W swoim dorobku ma również reżyserię spektakli teatralnych i telewizyjnych – m.in. Wariacje tischnerowskie. Kabaret filozoficzny (2018), Igraszki z diabłem (2020) oraz Inne rozkosze (2021). Pijacy w Teatrze Bagatela są zupełnie nową odsłoną tej komedii, granej przez jeden sezon w 2019 roku w teatrze w Szczecinie. Sztuka Bohomolca została poszerzona o fragmenty z innych dzieł tego autora, a także o elementy z pamiętników oraz dzienników staropolskich i z literatury współczesnej. Relację między dawnym a współczesnym uzupełniają kostiumy autorstwa Doroty Roqueplo, scenografia stworzona przez Łukasza Błażejewskiego, a także warstwa muzyczna, którą skomponował Paweł Romańczuk z zespołu Małe Instrumenty.

 

Dorota Roqueplo

Kostiumografka, absolwentka Szkoły Projektowania i Kostiumu w Paryżu. Wielokrotnie nagradzana za swoje projekty, m.in. Polską Nagrodą Orzeł w kategorii najlepsze kostiumy (2012 za Młyn i krzyż, 2015 za Miasto 44, 2016 – za Hiszpankę, 2022 – za Magnezję). Jej projekty można zobaczyć także w spektaklu Teatru Bagatela Piosenki od nowa. Kamila Klimczak.

 

Recenzje 

 

e-teatr   |   Dziennik Teatralny   |   TVP 3 Kraków

Zespół muzyczny

Fortepian

Dawid Sulej Rudnicki

Skrzypce, gitara

Michał Chytrzyński

Trąbka

Zbigniew Szwajdych

Perkusja

Michał Peiker

Saksofon

Marcin Konieczkowicz

Gitara basowa, kontrabas

Grzegorz Bąk

Twórcy

Reżyseria

Krzysztof Materna

Scenariusz

Krzysztof Materna, Kamila Klimczak

Opracowanie muzyczne

Dawid Sulej Rudnicki

Scenografia

Marek Braun

Kostiumy

Dorota Roqueplo

Obrazy

Jerzy Skolimowski

Projekcje

Wojciech Kapela

Światła

Marek Oleniacz

Dżwięk

Mateusz Hajto

Autor plakatu

Łukasz Błażejewski

Asystent reżysera

Aleksandra Wiśniewska

Inspicjent

Monika Handzlik

Jaka była myśl przewodnia przy wyborze piosenek do recitalu Kamili Klimczak? 

 
 
Krzysztof Materna: Większość piosenek, które wybrałem do tego recitalu, to wielkie przeboje lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, dziś niemal nieznane. Te kompozycje w oryginale są dziś dość trudne do słuchania. Interpretacje na przykład Ludmiły Jakubczak wydają się nam nieco zabawne, choć wiemy, że wynikało to z ówczesnej estetyki. Dlatego potrzebują nowych aranżacji, nowych odczytań, takich jednak, które zachowają klimat tych utworów – dzięki temu zyskają nową wartość. Kiedy Edyta Górniak zaśpiewała Kasztany niemal pięćdziesiąt lat od ich pierwszego wykonania przez Nataszę Zylską, odkryła tę piosenkę dla zupełnie nowych pokoleń. Kilkudziesięcioletni tekst połączyła z nowym wykonaniem, bliskim jej rówieśnikom. A kiedy Janusz Stokłosa zaaranżował ten utwór jazzowo okazało się, że jest to broadwayowska piosenka z pięknym motywem melodycznym. Gdybyśmy wówczas mieli takie środki medialne jak dzisiaj, to wiele polskich piosenek – na przykład wspomniane Kasztany – zyskałoby światową sławę, choćby z tytułu linii melodycznej. Być może stałyby się przebojami śpiewanymi przez Whitney Houston czy inne gwiazdy muzyki. 
 
– Ale w repertuarze Piosenek odNowa są także utwory pochodzące z kultury żydowskiej czy te śpiewane przez Edith Piaf… 
 
– Zawsze interesowałem się różnymi kulturami i szanowałem to, co w nich powstaje. Ponadto przy tworzeniu repertuaru istotna była osobowość i doświadczenie Kamili, która przez wiele lat pracowała z Leopoldem Kozłowskim. Tak więc część piosenek do recitalu zaproponowałem ja, a część stanowi naturalną bazę poszukiwań samej wykonawczyni. Kamilę poznałem na jubileuszowym koncercie Jacka Cygana w Sandomierzu. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że jest aktorką Teatru Bagatela, którego dopiero co zostałem dyrektorem artystycznym. Gdy usłyszałem jak śpiewa, nie miałem żadnych wątpliwości, że jest to wybitna artystka. 
 
– Ten recital jest wyjątkowy również dla ciebie – można powiedzieć, że jesteś specjalistą od historii polskiej piosenki, związanym z nią zresztą przez sentyment do jej twórców. 
 
Kiedy działałem w parze z Wojciechem Mannem często zadawano nam pytanie, jaki jest background każdego z nas. Backgroundem Wojtka jest Woodstock i Radio Luksemburg, zaś moim – polska piosenka. Z tą piosenką jestem związany od początku swojej działalności artystycznej, i to nie tylko na poziomie samego dzieła, ale też roli jego twórcy. Moja wrażliwość artystyczna kształtowała się wśród muzyków, piosenkarzy i poetów, wielkich postaci polskiej kultury, takich jak Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski, Czesław Niemen czy poeta Leszek Aleksander Moczulski. To byli ludzie, którzy pisali i śpiewali o czymś niebanalnym, mimo że tworzyli również piosenki służące wyłącznie rozrywce. Byłem też blisko związany ze sceną jazzową. Zbigniew Namysłowski, Krzysztof Komeda czy Andrzej Kurylewicz byli dla mnie niemalże bogami. Poza tym nie tylko przyjaźniłem się z wieloma muzykami, ale również organizowałem ich koncerty – jak choćby recital Edyty Geppert, Michała Bajora czy trasę koncertową i nagranie płyty zespołu Obywatel GC. Dzięki temu poznałem od podszewki proces twórczy piosenki. Dzisiaj oczywiście proces ten wygląda zupełnie inaczej niż czterdzieści lat temu. Współcześnie twórca zajmuje się wyłącznie tą częścią sztuki, która idzie mu najlepiej: kompozytor ma zupełnie inne zadanie niż aranżer. Do tego dochodzi technologia, elektronika, która daje nieograniczone możliwości. I rzecz najważniejsza, a przy tym najbardziej tajemnicza, czyli wyobrażenie kompozycji, jak zinstrumentalizować utwór, gdzie dołożyć partie skrzypiec, gdzie flet, a gdzie elektronikę. Trzeba też uwzględnić aktualne mody w muzyce. Komponowanie piosenki to wbrew pozorom bardzo skomplikowany proces. 
 
W tym recitalu jest jeszcze jeden bohater – Jerzy Skolimowski, autor obrazów, będących scenografią recitalu. Co łączy te obrazy, teksty i muzykę? 
 
Te trzy rodzaje sztuki łączy pewien rodzaj myśli plastycznej i klimat wynikający z abstrakcji, bo Skolimowski jest malarzem abstrakcjonistą. Kiedy zacząłem słuchać piosenek do recitalu Kamili, moja myśl wędrowała właśnie w rejony abstrakcji, w rejony czystej sztuki. Wyobraźnia Skolimowskiego zawsze mnie fascynowała, bo ona odbija się w wielu uprawianych przez niego dziedzinach: poezji, malarstwie, reżyserii, scenografii, aktorstwie – choć sam mówi, że najważniejsze jest dla niego malarstwo. Dla mnie te obrazy są kondensacją abstrakcyjnej wyobraźni, świetnego gustu, które nadają całemu wydarzeniu niepowtarzalną atmosferę. To nie jest warstwa ilustracyjna, tylko równoważnik tekstu. Utwory wykonywane przez Kamilę w tym recitalu pochodzą głównie z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, piosenki Jerzego Skolimowskiego, tak samo jak muzyka Kurylewicza czy Komedy, to także tamte lata. Tu wykonują ją młodzi świetni muzycy, którzy wnoszą w te aranżacje współczesnego ducha. 
 
A co z tych tekstów możemy wyczytać dzisiaj? 
 
Piosenki sprzed dziesięcioleci zawsze pokazują jakiś nowy sens. Są jak doskonałe wino, wyjęte po latach z piwniczki. Kiedy na przykład ktoś śpiewa, że ma swój intymny mały świat, to wyraża prawdę o naszej wrażliwości, o tym, co chcemy uzewnętrznić, a co zatrzymać dla siebie. Jeśli odniesiemy to do współczesnych czasów to pojawia się myśl – co to znaczy, mieć swój intymny mały świat przy Facebooku albo Instagramie? 
[Z Krzysztofem Materną rozmawiała Katarzyna Wójcik]

 

 

Osoby

 

Kamila Klimczak

Aktorka Teatru Bagatela w Krakowie. Współpracowała również z Teatrem STU, Teatrem Barakah, Teatrem Komedia i Teatrem KTO w Krakowie, Teatrem im. St. Jaracza i Teatrem Muzycznym w Łodzi, a także Teatrem Rampa w Warszawie. Artystka legendarnej krakowskiej Piwnicy Pod Baranami. W zespole Leopolda Kozłowskiego śpiewała tradycyjne pieśni żydowskie w języku hebrajskim i jidysz, a także zupełnie nowe, napisane do słów i tłumaczeń Jacka Cygana. Laureatka licznych nagród wokalnych i aktorskich, m.in. I Nagrody na XXI Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Francuskiej w Lubinie, I Nagrody na Przeglądzie Piosenki Kabaretowej O.B.O.R.A. w Poznaniu. Współpracuje z Teatrem Polskiego Radia i Radiem Kraków. Nagrała płytę Rysy na życiorysie, będącą zapisem jej spektaklu recitalu z Piwnicy pod Baranami. Odznaczona Brązowym Krzyżem Zasługi.

 

Dawid Sulej Rudnicki

Kompozytor, aranżer, pianista. Absolwent Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach. Pedagog Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie i Krakowskiej Akademii Tańca L`art de la Danse. Autor piosenek, muzyki do spektakli, pokazów tanecznych i filmów. Otrzymał Nagrodę Rektora PWST w Krakowie i Nagrodę Teatralną im. Stanisława Wyspiańskiego. Napisana wspólnie z Agnieszką Grochowicz piosenka Niestosowne Sny zajęła I miejsce na Alternatywnej Liście Przebojów Radia Kraków, a film Przyjęcie w reżyserii Maćka Bochniaka z jego muzyką zdobył wyróżnienie specjalne na festiwalu Open City Docs w Londynie.

 
Jerzy Skolimowski

Malarz, poeta, scenarzysta, aktor filmowy, reżyser ponad 20 filmów, zdobywca wielu nagród, m.in. Złotego Niedźwiedzia w Berlinie za Le Depart, Grand Prix du Jury w Cannes za The Shout i Grand Prix w Wenecji za Essential Killing. Pierwszą wystawę indywidualną swoich obrazów miał w Turynie w Webber Gallery w 1996 roku. Swoje prace prezentował także w galeriach m.in. w Berlinie, Bukareszcie, Los Angeles, Oslo, Paryżu, Toronto, Salonikach, Warszawie. Jego obrazy znajdują się w zbiorach muzealnych i prywatnych kolekcjonerów (m.in. Jacka Nicholsona). W 2015 roku otrzymał tytuł doktora honoris causa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Laureat wielu konkursów, m.in.: I miejsce w Transatlantyk Poznań International Film and Music Festival oraz w Legnica Cantat, II miejsce w Komeda Jazz Festival, a także wyróżnienie w Iława Old Jazz Meeting i nagroda publiczności w Jazz Improvizacjia – Wilno.

 

Recenzje

 

Dziennik Teatralny   |   TVP 3 Kraków   |   e-teatr   |   Radio Kraków   |    Kraków naszemiasto

 
 

Twórcy

Autor

Eric - Emmanuel Schmitt

Tłumaczenie

Jan Nowak

Reżyser/Reżyseria świateł

Adam Opatowicz

Scenografia/Kostiumy

Marek Braun

Wykonanie muzyczne

Janusz Olejniczak

Opracowanie muzyczne

Janusz Olejniczak

Asystent reżysera/inspicjent

Monika Handzlik

Osoby

 

 
Adam Opatowicz

Reżyser, aktor i autor muzyki do kilkudziesięciu przedstawień teatralnych. W latach 1992 – 1994 kierownik artystyczny szczecińskich teatrów Krypta i Piwnica przy Krypcie. Od 1994 roku dyrektor Teatru Polskiego w Szczecinie. Założyciel kabaretu literackiego Czarny Kot Rudy, tworzonego przez aktorów Teatru Polskiego: J. Kołaczkowską, A. Andrusa, A. Poniedzielskiego, J. Józefowicza i S. Tyma. Reżyser takich przedstawień jak Hrabina, Paria (Opera na Zamku), Ogrody czasu (Teatr Polski w Szczecinie), Mistrz i Małgorzata (Teatr Polski w Szczecinie), Kolacja na cztery ręce (Teatr Polski w Szczecinie), Hamlet i Sen nocy letniej (widowiska plenerowe na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie), a także musical Cień W. Młynarskiego i M. Małeckiego oraz Stacyjka Zdrój J. Przybory i J. Wasowskiego (wspólnie z Andrzejem Poniedzielskim, Teatr Ateneum w Warszawie i Teatr Polski w Szczecinie). W Teatrze Bagatela wyreżyserował Panią Pylińską i sekret Chopina.

 

Janusz Olejniczak

Jeden z najwybitniejszych współczesnych chopinistów. W 1970 r. był najmłodszym laureatem Międzynarodowego Konkursu im. Fryderyka Chopina, nagrodzony także na Międzynarodowym Konkursie im. Alfreda Caselli w Neapolu. Artysta koncertuje w Europie, obu Amerykach, Azji i Australii w najsłynniejszych salach koncertowych. Wielokrotnie zasiadał w jury konkursów pianistycznych, dawał również lekcje mistrzowskie poza granicami kraju. Poza żelaznym repertuarem klasycznym wykonuje także polską muzykę współczesną, m.in. Lutosławskiego, Góreckiego, Kilara. Był jednym z pierwszych wykonawców muzyki Chopina na instrumentach historycznych (Érard i Pleyel); jest stałym gościem festiwalu Chopin i jego Europa w Warszawie, na którym zagrał m.in. u boku Marthy Argerich i Marii João Pires. Jego dorobek artystyczny obejmuje ponad czterdzieści nagrań, w tym ścieżki dźwiękowe do takich filmów jak Pianista Romana Polańskiego czy Błękitna nuta Andrzeja Żuławskiego. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Medalem Gloria Artis oraz ośmiokrotnie nagrodą Fryderyk.

 

Eric-Emmanuel Schmitt

Porzucił karierę akademicką jako wykładowca filozofii (z której obronił doktorat) na Uniwersytecie Sabaudzkim, aby oddać się pisarstwu. Jego trzy pierwsze dramaty (nietłumaczone na język polski), wystawione we francuskich teatrach w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, przyniosły mu prestiżowe francuskie nagrody teatralne (m.in. trzykrotnie Nagrodę Moliera) i rozpoznawalność jako wybitny dramatopisarz. W ciągu dziesięciolecia Schmitt stał się jednym z najpopularniejszych francuskojęzycznych autorów na świecie. Pisał powieści, opowiadania, eseje i dramaty, tłumaczone na trzydzieści pięć języków, a dramaty wystawiane w ponad czterdziestu krajach. W 2001 roku został nagrodzony Grand Prix du Théâtre de l’Académie Française, a dziewięć lat później otrzymał Nagrodę Goncourtów w kategorii opowiadania za zbiór opowiadań Trucicielka.

 

 

Twórcy

Autor

Pierre-Augustin Caron de Beaumarchais

Opracowanie tekstu na podstawie tłumaczenia Tadeusza Boya-Żeleńskiego

Mikołaj Grabowski

Reżyseria, teksty arii

Mikołaj Grabowski

Scenografia, kostiumy

Zuzanna Markiewicz

Aranżacje, muzyka ilustracyjna

Krzysztof Herdzin

Przygotowanie wokalne

Agnieszka Magiera

Reżyseria świateł

Marek Oleniacz

Konsultacja w zakresie transpozycji tonacji i zapisu nutowego

Maciej Michalik

Producent wykonawczy, inspicjent

Joanna Jaworska

 

 

 

Osoby

 
 
Mikołaj Grabowski
Aktor filmowy, teatralny i telewizyjny, reżyser teatralny i pedagog. Absolwent krakowskiej PWST na wydziałach aktorskim (1969) i reżyserii dramatu (1977). Po studiach grał w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie (1969–1977), następnie, jako reżyser, pracował w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze (1977–1979) i w Teatrze im. Jaracza w Łodzi (1979–1981 i 1988–1992). Był także dyrektorem naczelnym i artystycznym teatrów Polskiego w Poznaniu (1981–1982), Słowackiego (1982–1985) i Starego (2002–2012) w Krakowie oraz dyrektorem artystycznym Teatru Nowego w Łodzi (1999–2002). Od 1969 do 1973 asystent w krakowskiej PWST, a w latach1998–2002 dziekan Wydziału Reżyserii Dramatu tamże. Gościnnie występował i reżyserował na wielu scenach w kraju i za granicą, m.in. w krakowskim Teatrze STU, warszawskim Teatrze IMKA i w hamburskim Pantheater Kampnagel. Współpracował z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. W Teatrze Bagatela wyreżyserował Dialogi polskie (2020) oraz Rewizora (2021). 
 
Pierre-Augustin Caron de Beaumarchais (1732–1799)
Francuski dramaturg, pisarz, zegarmistrz, harfista, śpiewak, kompozytor, dyplomata, finansista, wolnomularz, prawdopodobnie także szpieg. Nazwisko De Beaumarchais przybrał od nazwy folwarku swojej pierwszej żony. Nie chciał wykonywać zawodu ojca (zegarmistrz), mimo sporych zdolności w tym kierunku. Według legend został dramatopisarzem, iluzjonistą i złodziejem. Po bójce trafił do więzienia, i został skazany na śmierć, ale udało mu się uciec spod szafotu. Był członkiem tajnego wywiadu króla Ludwika XV, nauczycielem jego córek i inspiratorem pomocy dla powstańców w koloniach brytyjskich w Ameryce. Z jego inicjatywy w 1777 roku powstała pierwsza na świecie organizacja chroniąca prawa autorskie. Po rewolucji francuskiej doprowadził do uchwalenia pierwszego na świecie prawa pozwalającego na pobieranie tantiem za wystawianie dzieł scenicznych. Jego najsłynniejszym dziełem jest komediowa trylogia o Figarze: Cyrulik sewilski, Wesele Figara, Występna matka.

 

 

Recenzje

Gazeta Wyborcza   |   teatrologia.info

 

Twórcy

Autor

Witold Gombrowicz

Adaptacja i reżyseria

Mikołaj Grabowski

Na ekranie we własnych kompozycjach

Olga Mysłowska

Twórcy

Scenariusz i reżyseria

Krzysztof Materna

Teksty piosenek

Maciej Stuhr

Kostiumy

Urszula Czernicka

Muzyka

Janusz Stokłosa i Wojciech Kilar

Choreografia

Jarosław Staniek i Katarzyna Zielonka

Opracowanie muzyczne

Artur Sędzielarz

Reżyseria świateł

Marek Oleniacz

As. reż./Inspicjentka

Magdalena Gródek

Twórcy

Autor

Ray Cooney

Adaptacja

Michael Barfoot

Tłumaczenie

Elżbieta Woźniak

Reżyser

Artur Barciś

Scenografia

Urszula Czernicka

Opracowanie muzyczne

Igor Przebindowski

Reżyseria świateł

Marek Oleniacz

As. reżysera/ inspicjent

Joanna Jaworska

Joanna Jaworska

Reporter

Ludzki reżyser – rozmowa z Arturem Barcisiem

 

 

– Być może nie wszyscy widzowie wiedzą, że jest pan nie tylko aktorem, ale także od ponad dwudziestu lat reżyserem. Co pana skłoniło do przejścia na drugą stronę rampy?

– Reżyseria jest zupełnie innym zawodem. Podczas wielu prób, z różnymi reżyserami, zorientowałem się, że mam wystarczające i wiedzę, i wyobraźnię, żeby zaaranżować daną scenę w zupełnie inny sposób, niż to było proponowane. Czasami reżyser w ogóle nie wiedział, jak poprowadzić jakąś sytuację. Spora suma podobnych doświadczeń popchnęła mnie do decyzji, żeby po prostu spróbować. Kiedy to zrobiłem pierwszy raz, efekt był zadowalający. Ponadto, muszę się przyznać, reżyseria sprawia mi ogromna frajdę.

– Koledzy aktorzy poddają się panu, czyli – prosto rzecz ujmując – słuchają pana?

– Różnie to bywa. Kiedyś zdarzyła mi się sytuacja, że jedna z aktorek nie zauważyła wręcz, że jestem reżyserem. Widziała we mnie jedynie kolegę aktora. Chciała poprowadzić rolę po swojemu, wbrew tekstowi czy mojemu myśleniu. Rozstaliśmy się. Kiedy jestem reżyserem, biorę całkowitą odpowiedzialność za całokształt przedstawienia, a kiedy jestem aktorem, skupiam się na swojej roli. Teatr rządzi się własnymi prawami i prawdami. Nawet kiedy ja – aktor – Artur Barciś źle zagram jakąś rolę, to winien jest temu reżyser. W naszym teatralnym środowisku mawia się, że reżyser to pierwszy po Bogu i coś w tym jest. Ale ten pierwszy po Bogu ponosi konsekwencje tego pierwszeństwa; jeśli spektakl jest niedobry, jest to jego winą. Z drugiej strony ta odpowiedzialność jest niezwykle podniecająca, bo w sytuacji gdy przedstawienie odnosi sukces, to splendor spływa na reżysera, a aktorzy chcą z taką osobą współpracować w przyszłości.

Artur Barciś reżyser jest: wymagający, stanowczy, wybuchowy, czy wręcz przeciwnie?

– Jestem bardzo wymagający. Prawdopodobnie dlatego, że wiele wymagam od siebie. Jeżeli na przykład umawiam się z zespołem na początek próby o dziesiątej, to oczekuję, że wszyscy o tej porze są już w pracy. Lubię punktualność, dotrzymywanie słowa, dyscyplinę. Ale ponieważ jestem także aktorem, potrafię być wyrozumiały. Wiem, że każdy jest człowiekiem i ma momenty jakiejś niedyspozycji, rozluźnienia. Jak Maciej Wojtyszko mawia: jestem ludzkim reżyserem. Finalnie najważniejsze jest przedstawienie, które trzeba zrobić. I nikogo, żadnego widza czy krytyka nie interesuje, ile po drodze było przypadków losowych i w jakiej kondycji doszliśmy do premiery. Liczy się efekt, za który reżyser bierze odpowiedzialność.

– Gra pan w Och-Teatrze w Maydayu Cooneya w reżyserii Krystyny Jandy, więc doskonale zna tę farsę. Czy realizacja prapremierowej adaptacji Barfoota to wyzwanie?

– Chociaż historia w Maydayu odNowa jest niby ta sama, to nie jest ten sam spektakl. Tutaj role są odwrócone i główną bohaterką jest kobieta, nie mężczyzna. To zmienia w bardzo dużym stopniu kontekst. Zupełnie inaczej przedstawia się np. sytuacja, kiedy Bobby Franklyn, który jest gejem, rozmawia z żoną głównego bohatera, jak poprzednio, a zupełnie inaczej, kiedy rozmawia z mężem głównej bohaterki, jak w naszym spektaklu. Prawda? Poza tym w tej adaptacji temat homoseksualizmu jest zdecydowanie dużo łagodniej potraktowany i nie nacechowany rubasznymi, prostackimi i niesmacznymi konotacjami.

Mayday odNowa jest klasyczną farsą?

– Niby tak, ale ja go w ten sposób nie traktuję. Farsa zawiera w sobie elementy nieprawdopodobne. Dla mnie Mayday jest komedią. Doskonałą. Przecież to wszystko naprawdę mogło się zdarzyć…

– To pierwsze pana spotkanie z aktorami Bagateli.

– Pracujemy intensywnie i precyzyjnie z Zespołem, by stworzyć dobre przedstawienie. Relaksujące, ale świetnie zagrane i sprawnie wyreżyserowane. Powinno się udać choćby dlatego, że nikt mnie nie traktuje jak kumpla [śmiech].

rozmawiała Magdalena Musialik

Osoby

 
 
Artur Barciś
Aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, a także reżyser teatralny. Ukończył łódzką PWSFTviT w 1979 roku. Pracował w warszawskich teatrach na Targówku (1979–1981), Narodowym (1982–1984) i Ateneum (od 1984). Popularność, zwłaszcza wśród telewizyjnej publiczności przyniosły mu role w serialach Miodowe lata oraz Ranczo. Zagrał także wiele wybitnych ról dramatycznych zarówno na deskach teatrów, jak i w filmach długometrażowych, m.in. w Dekalogu i w Sztuce kochania. Laureat I nagrody na III Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, wielokrotnie występował w przedstawieniach muzycznych, m.in.: Niebo zawiedzionych, Opera za trzy grosze, Dymny. Piosenki, wiersze i wymyślenia, czy w wyreżyserowanym i napisanym przez siebie Artur Barciś Show czyli ABS. Od ponad dwudziestu lat zajmuje się reżyserią teatralną, realizując głównie spektakle muzyczne i komedie. W swoim biogramie pisze: „Zawód. Jest obok rodziny sensem mojego życia. Ma wiele odcieni. W większości to barwy radosne i wesołe, ale jest też miejsce na ciemną stronę mocy”.
 
 

Recenzje

 

RMF 24   |   Ujot.fm   |   e-teatr   |   Gazeta Wyborcza

 

Twórcy

Adaptacja/Reżyseria

Marek Gierszał

Teksty piosenek

Artur Andrus

Scenografia

Katarzyna Wójtowicz

Kostiumy

Hanna Sibilski

Choreografia

Grzegorz Suski

Muzyka

Adam Opatowicz

Reżyseria świateł

Tomasz Wentland

Asystent reżysera/ inspicjent

Magdalena Gródek

Teatr pełen teatru – rozmowa z Markiem Gierszałem

 

– Possa nie jest nazwą gatunku teatralnego znaną szerokiej polskiej publiczności. A to określenie uzupełnia tytuł Pensjonatu Pana Bielańskiego.

– Myślę, że i niemiecka publiczność nie zna tego określenia zbyt dobrze, choć pochodzi ono z tradycji tamtejszego teatru, ale, jeśli dobrze pamiętam, zapożyczonej chyba w XVIII wieku od Francuzów… Wyjaśnijmy dla porządku, że possa to dawne określenie lekkiego utworu scenicznego o błahej treści. Possę cechuje lokalność. Bywa, że jej bohaterami są ogólnie znane miejscowej społeczności postaci. Niemiecką possę wyróżnia jeszcze tradycja, która nawiązuje do karnawałowych przemów okolicznościowych. Chyba najistotniejsze w possie jest to, że pomimo śmiania się z ludzkich przywar i ułomności nie jest moralizatorska. Tak też jest w przypadku Pensjonatu, który obśmiewając ludzką próżność, nie poucza i nie naucza, bohater nie ponosi żadnej kary, a widz nie jest sztorcowany. Raczej zawstydzenie czy odkrycie błędu bohatera przez samego siebie ma być zaproszeniem widza do przemyślenia postaw, pamiętając, że to tylko forma, żart i teatr śmiechu. Possa jest więc rodzajem umowy między twórcami a widzem, który wiedząc, z czym ma do czynienia, zwyczajnie godzi się na taki rodzaj rozrywki i zabawy.

– Razem z Herbertem Kaluzą jesteście autorami polskiej adaptacji Pension Schöller. Ta sztuka Carla Laufsa i Wilhelma Jacoby’ego jest sztandarowym lekkim utworem granym w niemieckich teatrach od momentu napisania w 1890 roku do dzisiaj. Dużo czasu zajęła adaptacja tego utworu? I skąd pomysł, żeby rzecz działa się w Krakowie?

– Naszą wersję Pensjonatu zawdzięczamy Adamowi Opatowiczowi, dyrektorowi Teatru Polskiego w Szczecinie, który tylko na podstawie mojej opowieści, bo jeszcze nie przygotowaliśmy polskiej wersji, w maju 2017 wyznaczył termin premiery już na październik! Na szczęście dla realizacji stało się to trzy miesiące później. Premiera Pension Schöller odbyła się w Berlinie, w którym też rozgrywa się akcja sztuki. Oczywiście w tradycji possy zmieniano miejsce akcji, dostosowując je do miasta, w którym tę sztukę grano. Zastanawiając się, gdzie osadzić polską wersję, w pewnym momencie zrozumieliśmy, że Kraków jest najlepszym miejscem ze względu na historyczną atrakcyjność oraz wyjątkową mentalność mieszkańców. I choć wcale nie od razu myśleliśmy o byłej stolicy, to decyzja ta okazała się celna. Mimo że nie jesteśmy krakusami, Herbert miał ogrom pomysłów, jak to miasto wykorzystać, ograć je. Muszę powiedzieć, że na początku pisaliśmy razem, ale to generowało zbyt wiele konfliktów. Więc zwyczajnie podzieliśmy się pracą i nawzajem siebie korygowaliśmy. Cyzelowaliśmy frazy, sytuacje itp. Czasami walczyliśmy na noże o słowo, frazę. Dlatego reżyserując spektakl, bardzo nalegam i proszę aktorów, by trzymali się napisanych kwestii. Ich rytmy, pointy to efekt ciężkiej pracy mojej i Herberta. Ale istotniejsze jest, że w każdej dobrej komedii najważniejsze są język, jego rytm, szyk zdania, zawiązanie dialogu i jego wybrzmienie. Bo dobrze napisany tekst buduje aktorowi rolę, a widzowi daje powód do śmiechu bez zasłon i woalek. Jak mawiał mój niedościgły mistrz Billy Wilder, do zrobienia dobrego filmu potrzebne są trzy rzeczy: dobry scenariusz, dobry scenariusz i dobry scenariusz.

– Zaproponowaliście – pan jako reżyser, projektantka kostiumów Hanna Sibilski i scenograf Katarzyna Wójtowicz – powrót do poetyki teatru retro. Inaczej ujmując, zapraszacie na spektakl, jakich się już mało ogląda się na współczesnych scenach. Kostiumy, scenografia, wieloobsadowość. Słowem: teatr pełen teatru i jego magii.

– Skoro wybrałem do realizacji farsę, której akcję osadziliśmy w c.k. Krakowie, kiedy to w mieście obowiązywał ruch lewostronny aż do 1922 roku, to nie chciałem jej widzieć w okrojonym plastycznie wydaniu. Jeżeli mówimy zatem o tzw. bogatej wystawie, to jest ona konsekwencją dramaturgicznego przemyślenia sztuki. Oczywiście można ubrać aktorów w garsonki i garnitury z sieciówki, ale jaki to ma sens w przypadku komedii dziejącej się ze sto dziesięć lat temu? Zapraszamy do karnawałowej possy – zabawy, dla której potrzebujemy obyczajowości uzasadniającej widzowi tok akcji i prawdopodobne zachowania bohaterów żyjących grubo ponad wiek temu. To dla nas, twórców, jest ważne. W związku z tym stawiamy na kostiumy i scenografię. Jednak proszę pamiętać, że ten świat prezentujemy ze współczesnej perspektywy, stąd wszędzie publiczność odnajdzie elementy dzisiejszych stylizacji. Z szacunku dla wrażliwości widowni Teatru Bagatela, dziękując naszą pracą za poświęcony nam czas, zadajemy sobie trud, żeby przygotować możliwie atrakcyjny spektakl. Skoro widz podjął wysiłek i wybrał się do teatru na Pensjonat Pana Bielańskiego, powinien otrzymać widowisko, na którym ma się nie nudzić. Umawiamy się z publicznością, że zapraszamy ją do niegdysiejszego, ale trochę im znanego świata, w którym nie ma scenicznego marazmu. Zapraszamy do teatru śmiechu, a nie do monotonii w teatrze, dlatego staramy się tworzyć kolorowe, ciekawe sceniczne sytuacje.

Pensjonat Pana Bielańskiego jest komedią o próżności. To już zostało powiedziane. Bohaterowie, uważając się za unikatowe i ponadprzeciętne postaci, już sami się lokują w tym określeniu.

– Wszyscy jesteśmy próżni. I może dlatego Pensjonat jest taki ciekawy do wystawienia, że jego tematem jest właśnie próżność? [śmiech] Bardzo podoba mi się w tym tekście, że nie stawia się żadnego z bohaterów pod tablicą. My też nie lubimy być pouczani i karceni.

– Realizacja Pensjonatu w Bagateli jest już czwartą pańską pracą nad tym spektaklem. Zapewne już ma pan swoich ulubionych bohaterów. Jako absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej PWST, czyli dyplomowany aktor, którą z postaci chciałby pan zagrać?

– Najchętniej wszystkie. Wszystkie po kolei. [śmiech] Może wstyd się przyznać, ale zazdroszczę aktorom, że mogą grać a to Stolnika, a to Bielańskiego, Jana czy Kwiaciarkę. Mówię zupełnie serio. Jak bym zagrał? To inna sprawa… na pewno nie tak dobrze, jak moi aktorzy, ale już sama możliwość zagrania takich „osobliwości“ wywołuje u mnie radość, więc perspektywa jest ogromnie kusząca.

rozmawiała Magdalena Musialik

 

 

Osoby

 
 
 
Marek Gierszał
Reżyser, aktor, scenarzysta, tłumacz sztuk teatralnych, autor i współautor scenariuszy filmowych w języku niemieckim. Ukończył Wydział Aktorski krakowskiej PWST i Reżyserię Filmów Fabularnych na Uniwersytecie w Hamburgu. Wykładowca Stage School w Hamburgu (1994–1999), docent Akademii Realizacji Telewizyjnej stacji ARD i ZDF w Norymberdze (2002–2016). Mieszka i pracuje w Niemczech, gdzie wykłada na wydziale aktorskim Europejskiego Instytutu Teatru w Berlinie (od 2018), jest także właścicielem firmy producenckiej ADA Film (od 2005). W swoim dorobku aktorskim ma role filmowe, telewizyjne i teatralne. Jako reżyser współpracował m.in. z Christophem Waltzem. W Niemczech reżyserował filmy fabularne i przedstawienia teatralne, w tym Słowika na podstawie baśni H.Ch. Andersena z muzyką S. Wuesthof (Berlin, 2011). W Polsce wystawiał sztuki na scenach w Białymstoku, Bielsku-Białej, Szczecinie i Krakowie, w Teatrze Słowackiego, Teatrze STU i Teatrze Bagatela, gdzie można było zobaczyć jego Boga mordu, Truciznę oraz Jak wam się podoba w wyłącznie damskiej obsadzie. We współpracy z tłumaczem Herbertem Kaluzą wystawił Koguta w rosole S. Jokica, Firma dziękuje L. Hübnera, Pensjonat Pana Bielańskiego wg C. Laufsa i W. Jacoby’ego oraz Tschicka W. Herrndorfa. 
 
 
 

Recenzje

 

Wacław Krupiński   |   ujot fm   |   Gazeta Wyborcza   |   wattpad

 

Zwiastun do spektaklu „Bagatela śpiewa”

Twórcy

Scenariusz i  reżyseria

Krzysztof Materna

Choreografia

Jarosław Staniek, Katarzyna Zielonka

Aranżacje muzyczne

Konrad Mastyło

Scenografia

Agata Stańczyk

Wybór kostiumów

Urszula Czernicka

Reżyseria świateł

Marek Oleniacz

Asystent reżysera/ inspicjent

Monika Handzlik

Zespół muzyczny

fortepian

Konrad Mastyło

kontrabas

Michał Braszak

instrumenty klawiszowe

Paweł Harańczyk

perkusja

Tomasz Kamiński

skrzypce

Zbigniew Paleta / Michał Chytrzyński

Utwory wykorzystane w spektaklu

 

 

Teatr uczy nas żyć, muz. Zbigniew Wodecki, sł. Jacek Korczakowski
Niebieska patelnia, muz. Andrzej Nowak, sł. Wiesław Dymny
Litania, Leszek Kołakowski
Taka głupia to ja już nie jestem, muz. Zygmunt Konieczny, sł. autor nieznany
Ballada o ogonie, muz. Zygmunt Konieczny, sł. Tadeusz Kubiak
Stół, Andrzej Warchał
Ballada o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego, muz. Andrzej Zarycki, sł. Gall Anonim
Nie wpuszczą cię do mnie, muz. Zygmunt Konieczny, sł. autor nieznany
Drzemka w kawiarni, muz. Zbigniew Raj, sł. Tytus Czyżewski
Rozmowa z Jędrkiem, muz. i sł. Andrzej Sikorowski
Masz przewrócone w głowie, muz. Marian Pawlik, sł. Leszek Aleksander Moczulski Bezsenność we dwoje, muz. Marian Pawlik, sł. Włodzimierz Patuszyński
Czarny Alibaba, muz. Bogusław Klimczuk, sł. Tadeusz Urgacz
Abyś czuł, muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz, sł. Leszek Aleksander Moczulski
A taki miał być przyjemny nastrój, muz. Zbigniew Raj, sł. Stanisław Ignacy Witkiewicz Świniopas, Wiesław Dymny
Tango Anawa, muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz, sł. Marek Grechuta, Marek Czuryło
Jaka róża, taki cierń, muz. Włodzimierz Korcz, sł. Jacek Cygan
Wesele, muz. i opr. tekstu Marek Grechuta, sł. Stanisław Wyspiański
Ach te baby, muz. Roman Palester, sł. Jerzy Nel
W dzikie wino zaplątani, muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz, sł. Marek Grechuta
Dziewczyna z konwaliami, muz. Wojciech Trzciński, sł. Marian Skolarski
Rzuć to wszystko, co złe, muz. Zbigniew Wodecki, sł. Leszek Długosz
Ku pokrzepieniu serc /Polonez, muz. Wojciech Kilar, sł. Maciej Stuhr

 

Krzysztof Materna

Parę słów

 

To ja. Przedstawiam się Państwu oficjalnie, nie tylko jako Zastępca Dyrektora do spraw Artystycznych Teatru Bagatela, ale również jako scenarzysta i reżyser spektaklu, na który Państwa zaprosiliśmy. Odpowiadam za wszystko, co zobaczycie. Zaprosiłem Państwa do wspólnej podróży sentymentalnej po moim krakowskim życiorysie. Realizując znane motto, które wypowiada jeden z bohaterów kultowego filmu Rejs – „Najlepiej lubimy piosenki, które znamy” – wybrałem piosenki, które znam najlepiej, które Państwo też znacie, a które nigdy się nie zestarzeją, bo są po prostu świetne i literacko, i muzycznie. Wybrałem je również pod tym kątem, żeby dać szansę wspaniałemu zespołowi świetnie śpiewających aktorów Teatru Bagatela na stworzenie nowego oblicza tych piosenek. Nie robimy coverów, nie ścigamy się z oryginałami, przedstawiamy nowe wersje, muzycznie i interpretacyjnie podkreślając wspaniałą twórczość krakowskich autorów i kompozytorów.

Jeśli coś się utrwala przez wszystkie pokolenia, jeśli się nie starzeje, to znaczy, że jest to prawdziwa sztuka. Wspominam w tym spektaklu nie tylko wspaniałych kompozytorów i autorów tekstów, ale również legendarne postaci krakowskiej Piwnicy pod Baranami: Wiesława Dymnego, Andrzeja Warchała, i wielkiego polskiego filozofa Leszka Kołakowskiego. Ich teksty mają szczególną wartość, bo kiedy się ich słucha, sprawiają wrażenie, jak gdyby były napisane wczoraj. Takie samo wrażenie sprawiały dziesięć, dwadzieścia i trzydzieści lat temu. Proszę mi wybaczyć ten sentymentalny wybór, ale jest to mój osobisty powrót do młodości, do czasów, w których się wychowałem, do związków z legendarną Piwnicą pod Baranami, do przyjaźni z Andrzejem Zauchą, Markiem Grechutą, Zbyszkiem Wodeckim. Ich piosenki interpretujemy dzisiaj na nowo, a wspominam jako nieodżałowanych, Wielkich Artystów. Spotkania z nimi, a także z genialnymi krakowskimi poetami, kompozytorami i instrumentalistami, to powrót do czasów, które mnie kształtowały i które zadecydowały o tym, jaki mam gust. Mam nadzieję, że nasz spektakl, zwłaszcza po depresyjnym okresie pandemii, sprawi Państwu przyjemność, a jednocześnie uświadomi, jak wszyscy możemy być dumni z potencjału krakowskich twórców.

 

Osoby

 
 
 
Krzysztof Materna – reżyser, aktor, producent telewizyjny i teatralny oraz satyryk. Studiował na Wydziale Aktorskim krakowskiej PWST. W 1988 uzyskał eksternistycznie dyplom reżysera na egzaminie w Ministerstwie Kultury przed komisją pod przewodnictwem Aleksandra Bardiniego. Od lat osiemdziesiątych tworzył z Wojciechem Mannem artystyczny tandem, realizujący m.in. kultowe programy telewizyjne „Mądrej głowie”, „Za chwilę dalszy ciąg programu”, „MdM”, „MdM po godzinach”, „MaMa” oraz „M kwadrat”. Duet dwukrotnie zdobył Wiktora za najlepszy program artystyczny i zwyciężył w ankiecie „Polityki” na najważniejsze osobowości telewizyjne stulecia. Jako dyrektor artystyczny Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych był promotorem i producentem wielu historycznych wydarzeń (Perfect Day, Obywatel GC, recitale Edyty Geppert i Michała Bajora) oraz scenarzystą i reżyserem koncertów festiwali opolskich i sopockich. Przez dekadę pełnił także funkcję dyrektora artystycznego festiwalu Solidarity of Arts w Gdańsku, na którym stworzył cykliczne widowisko „+”, uznane za jedno z największych i najoryginalniejszych plenerowych przedsięwzięć jazzowych na świecie (jego bohaterami byli m.in. Leszek Możdżer, Marcus Miller, Tomasz Stańko, Herbie Hancock i Quincy Jones). Od 1979 współpracował z wieloma scenami w całej Polsce. Realizował przedstawienia m.in. w teatrach: Starym w Krakowie, Rampie, Studio Buffo, Polonii, IMCE i Och-Teatrze w Warszawie, Śląskim w Katowicach. W 2019 roku w Teatrze Polskim w Szczecinie przygotował spektakl poświęcony spuściźnie Wiesława Dymnego. W lipcu 2020 został dyrektorem artystycznym Teatru Bagatela. Odznaczony Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze – Gloria Artis (2009).
 
Recenzje

Krakowskie Forum   |   MDK łaziska   |   Gazeta Wyborcza   |   Gazeta Krakowska   |   Dziennik Teatralny

Twórcy

Parafraza przekładowa

Tadeusz Nyczek

Reżyseria/opr. dramaturgiczne/ scenografia/ opr. muzyczne

Mikołaj Grabowski

Scenografia

Agata Stańczyk

Reżyseria świateł

Michał Grabowski

Współpraca przy realizacji świateł

Marek Oleniacz

Współpraca przy realizacji dźwięku

Piotr Kłembukowski

As. reżysera/ inspicjent

Joanna Jaworska

Warto wiedzieć

 

Wyróżnienia

Przedstawienie wyróżnione na XXV Ogólnopolskim Festiwalu Komedii Talia w Tarnowie w 2021 nagrodą za wyśmienitą kreację zbiorową dla całego zespołu aktorskiego.

Utwory wykorzystane w spektaklu

Therefore I Am, muz. i sł. Billie Eilish O’Connell, Finneas Baird O’Connell
Le nozze di Figaro (Sull’aria… Che soave zeffiretto), muz. Wolfgang Amadeus Mozart, sł. Lorenzo Da Ponte
Willing And Able, muz. i sł. Anthony Tyrone Moseley, Prince Rogers Nelson, Levi Seacer Jr
Samotność dźwięków, muz. Tomasz Sikorski Żarzące się węgielki, muz. Adam Makowicz 

Scenografia

W scenografii wykorzystano kurtynę autorstwa Tadeusza Bystrzaka

W spektaklu jako rekwizyty użyte zostały wyroby tytoniowe.

Historia dramatu Rewizor

Rewizor miał prapremierę w Teatrze Aleksandryjskim w Petersburgu w roku 1836, która zakończyła się skandalem. Gogol chciał swoją sztuką obnażyć nieprawidłowości w systemie państwowym oraz prowincjonalną mentalność i hipokryzję urzędników. Po premierze wielokrotnie zmieniał tekst swojego dzieła, opatrując je wskazówkami, jak należy grać: „nic tu nie powinno być przesadzone albo trywialne, nawet w najmniejszych rolach […]. Im mniej aktor będzie myśleć o tym, żeby śmieszyć i być zabawnym, tym silniej objawi się komizm jego roli”. Rewizor z jednej strony jest krytyką społecznych realiów carskiej Rosji i stosunków panujących na prowincji, a z drugiej – ponadczasowym komentarzem do ludzkich przywar i układów opartych na strachu. Kultowe zdanie z Rewizora „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie” nie straciło na aktualności pomimo upływu ponad stu pięćdziesięciu lat. Historia zawarta w sztuce ma prawdziwy rodowód. Gogol zwrócił się do Puszkina w liście, prosząc go o podsunięcie „z gruntu rosyjskiej anegdoty”. Pierwowzorem oszusta był Płaton Wołkow, petersburski bon vivant. Wobec dziwnego zbiegu okoliczności dygnitarze miasteczka, w którym Wołkow akurat przebywał, wzięli go za rewizora, kontrolującego „z najwyższego rozkazu” gubernię. Dalsza historia przebiegała dokładnie tak jak w sztuce Gogola – oszust błyskawicznie wszedł w swoją rolę, owijając sobie wokół palca całą miejscową elitę, a gdy pojawiło się niebezpieczeństwo przyjazdu prawdziwego rewizora – Wołkow po prostu uciekł.

 

Osoby

 

Mikołaj Grabowski

Aktor filmowy, teatralny i telewizyjny, reżyser teatralny i pedagog. Ukończył krakowską PWST na wydziałach aktorskim (1969) i reżyserii dramatu (1977). Jako aktor pracował w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie (1969–1977), jako reżyser – w teatrach im. Norwida w Jeleniej Górze (1977–1979) i im. Jaracza w Łodzi (1979–1981 i 1988–1992). Pełnił funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego teatrów Polskiego w Poznaniu (1981–1982), Słowackiego (1982–1985) i Starego Teatru (2002–2012) w Krakowie oraz dyrektorem artystycznym Teatru Nowego w Łodzi (1999–2002). W latach 1969–1973 był asystentem, a od 1998 do 2002 dziekanem Wydziału Reżyserii Dramatu w krakowskiej PWST. Gościnnie występował i reżyserował m.in. w krakowskim Teatrze STU, warszawskim Teatrze IMKA i w Pantheater Kampnagel w Hamburgu. Współpracował także z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. Wielokrotnie powracał do twórczości Witolda Gombrowicza jako reżyser i aktor, wystawiając m.in. Trans-Atlantyk w teatrach Jaracza (1981 i 1989), Słowackiego (1982), Śląskim (1993), Starym Teatrze (2008) oraz Dzienniki w Teatrze IMKA (2010). Zrealizował trzyczęściową adaptację pamiętników Jędrzeja Kitowicza: Opis obyczajów, czyli… jak zwyczajnie wszędzie się miesza złe do dobrego w Teatrze STU i Teatrze Telewizji (1990) Opis obyczajów część II w Teatrze Słowackiego (1996) oraz O północy przybyłem do Widawy… czyli Opis obyczajów III w Teatrze IMKA (2010). Adaptował też kilkukrotnie prozę Henryka Rzewuskiego: Pamiątki Soplicy w teatrach Jaracza (1981) i Telewizji (1983), Listopad w teatrach Polskim w Poznaniu (1982), Słowackiego (1983) oraz Telewizji (1995). W 2009 zainicjował program tematyczny „re_wizje/sarmatyzm” w Starym Teatrze. W Teatrze Bagatela można go zobaczyć w zagranym i wyreżyserowanym spektaklu Dialogi polskie, czyli rozmowy prawdziwych Polaków z Gombrowiczem (2019). Ma na koncie blisko czterdzieści nagród i wyróżnień, w tym Nagrodę im. Konrada Swinarskiego (1981), Złoty Krzyż Zasługi (1998) i Srebrny Medal Zasłużony Kulturze – Gloria Artis (2005).

 

Tadeusz Nyczek

Krytyk literacki, teatralny i plastyczny, autor scenariuszy, reżyser widowisk teatralnych i telewizyjnych. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikował artykuły i recenzje na łamach prasy literackiej i kulturalnej od 1969 roku – m.in. w „Życiu Literackim”, „Dialogu”, „Przeglądzie Powszechnym”, „Piśmie” i w „Gazecie Wyborczej”. Wraz z Maciejem Szybistem prowadził krakowską galerię sztuki Inny Świat (1984–1992) oraz – z Janem Polkowskim i Andrzejem Sulikowskim – niezależne wydawnictwo ABC (w 1981 roku, działało do 13 grudnia tego roku). Prowadził warsztaty dramaturgiczne w Studium Literacko-Artystycznym na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od 1984 roku wykłada na Wydziale Reżyserii krakowskiej PWST, a od 2012 jest kierownikiem literackim w warszawskim Teatrze Ateneum. Napisał kilkanaście książek krytycznych o literaturze, teatrze i malarstwie, m.in. Pełnym głosem. Teatr studencki w Polsce 1970–1975 (1980), Lakierowanie kartofla i inne teksty teatralne (1985); Plus nieskończoność. Trzy tercety krytyczne na poezję, teatr i malarstwo (1997); Kos. O Adamie Zagajewskim (2002); ); Tyle naraz świata. 27 x Szymborska (2005); Salon Niezależnych. Dzieje pewnego kabaretu (2008), Po co jest sztuka? Rozmowy z pisarzami (2012). Laureat Nagrody im. B. Sadowskiej (1989) oraz Nagrody im. Kazimierza Wyki za twórczość eseistyczną i krytycznoliteracką (2000).

 

Mikołaj Gogol (1809–1852)

Rosyjski pisarz, poeta, dramaturg i publicysta pochodzenia ukraińskiego. Debiutował w latach 1831–1832 zbiorem opowiadań o tematyce ukraińskiej Wieczory na chutorze niedaleko Dikańki. Wkrótce jednak jego zainteresowania podążyły w stronę życia codziennego mieszkańców Imperium Rosyjskiego, które opisywał w charakterystycznym dla siebie groteskowym stylu. Najbardziej znane utwory utrzymane w tym nurcie to cykl Petersburskie opowiadania (1835–1842), Arabeski (1835) Rewizor (1836) i Ożenek (1842). W latach 1836–1841, kiedy pisarz przebywał za granicą, powstało jego dzieło życia – powieść Martwe dusze. W zamyśle miała być to wielka epopeja o Rosji, na wzór Boskiej komedii Dantego, jednak pomysł ten nigdy nie został zrealizowany. Ukazał się jedynie pierwszy tom, który ściągnął na autora liczne ataki, oskarżenia o szkalowanie, a nawet zdradę narodu. Równocześnie jednak krytycy caratu uznali dzieło za wybitną satyrę na prowincjonalność Rosji. Drugi tom powieści nie został ukończony. Autor zamierzał ukazać w nim zmienione poglądy, czuł jednak, że nie byłoby to zgodne z jego prawdą.

 

 

Recenzje

Gazeta Wyborcza   |   Dziennik Teatralny   |   e-teatr   |   teatrologia.info

 

Twórcy

Autorzy

Witold Gombrowicz, Henryk Rzewuski, Jędrzej Kitowicz

Reżyseria/ aranżacja przestrzeni, kostiumy/ ruch sceniczny

Mikołaj Grabowski

Muzyka

Zygmunt Konieczny

Reżyseria świateł:

Michał Grabowski

Asystent reżysera ds. scenografii i kostiumów

Agata Stańczyk

Asystent reżysera/ inspicjent/ sufler

Joanna Jaworska

„Polak z natury swojej jest Polakiem” – rozmowa z Mikołajem Grabowskim

 
 
– Przeszło 20 lat temu Łukasz Drewniak podsumował na łamach „Dialogu” (12/1999) pana dokonania reżyserskie: „W inscenizacjach Pamiątek Soplicy (Teatr im. Jaracza Łódź – 1980) i Listopada (Teatr Polski Poznań – 1982) Rzewuskiego, a nawet Gombrowiczowskiego Trans-Atlantyku (Teatr im. Jaracza Łódź – 1981) czy Dam i huzarów (Teatr im. Jaracza Łódź – 1981) Fredry Grabowski pokazał w latach 1978-81 Polskę jako świat strzaskany, spsiały, skundlony. I ludzi, którzy nie mają poczucia tego skundlenia, bo wciąż śnią sen o potędze. Widzą siebie w roli spadkobierców paradygmatu romantycznego: pięknych, heroicznych, szlachetnych i uciemiężonych”.
 
Sięgając w 2020 roku ponownie po teksty Rzewuskiego, Kitowicza i Gombrowicza, i opatrując je autokomentarzem, uważa pan, że dzisiejsza kondycja Polaków jest w dalszym ciągu nie-zmienna: skażona lub – jak pan woli – ukonstytuowana sarmackością?
 
Nie trzeba być szczególnie bystrym obserwatorem życia społecznego w Polsce ostatnimi laty, żeby nie zauważyć gwałtownego nawrotu do retoryki „sarmackiej”, retoryki żywcem zaczerpniętej ze słownika księcia Radziwiłła „Panie Kochanku” herbu Trąby. Ten uwielbiany przez drobną szlachtę niesłychanie bogaty magnat był uosobieniem „cnót” szlacheckich: pijak i hulaka znany z dzikich wybryków z jednej strony, z drugiej „poświęcony Bogu i krajowi” zagorzały zwolennik starego porządku, zatwardziały przeciwnik reform. O jakie reformy wtedy chodziło? Mówiąc językiem dzisiejszym, możemy z grubsza powiedzieć (nie zagłębiając się w złożoność tamtej sytuacji politycznej), że spór dotyczył (do-tyczy) wizji zamkniętej albo otwartej Polski. Inaczej mówiąc dotyczy tego, czy mamy pozostawać jedynie we własnym, zamkniętym tradycją świecie wartości, czy otwieramy się na Europę, na inność i czy chcemy zmieniać swoje poglądy zgodnie z duchem pędzącego czasu. Mówiąc tekstem ze scena-riusza: czy mamy „zostawić obcym ich zagraniczny rozum, a my naszego, starego się trzymać”?
 
Ta druga postawa – otwarta – wymaga nie lada odwagi, bo trzeba zrujnować nieco swoje przyzwyczajenia i zdecydować się na drogę w nowe. Ale tu nie chodzi – myślę – tylko o odwagę, a o paraliż historią, która nas nie rozpieszczała, odbierając nam co chwila naszą państwowość. U wielu powstało więc przeświadczenie, że tylko cnoty wyrosłe z tradycji są w stanie gruntować w nas miłość, a nawet uwielbienie ojczyzny i że tylko katolicyzm i wiara w cnoty naszych „naddziadów” są w stanie pielęgnować naszą tożsamość. Gombrowicz z całą powagą, podkreślam, z całą powagą naśmiewa się z tych lęków twierdząc, że: „Polak z natury swojej jest Polakiem. Wobec czego, im bardziej Polak będzie sobą, tym bardziej będzie Polakiem. Jeśli Polska nie pozwala mu na swobodne myślenie i czucie, to znaczy, że Polska nie pozwala mu być w pełni sobą, czyli w pełni Polakiem…” Dla Gombrowicza więc swoboda korzystania z własnego rozumu, a nie poddawanie się zbiorowej presji, jest rozwiązaniem.
 
– Konflikt między sarmackością a kosmopolityzmem od kilkuset lat stanowi oś polskiej kultury. Gombrowicz – jak zwykle – wyłamuje się i z tych podziałów. Czy dlatego wraca pan do jego twórczości, że widzi w niej wciąż niewykorzystaną receptę na wyjście z tego impasu?
 
Nie mam złudzeń, że jeśli na tę chorobę jest recepta, niewielu chce wykupić lekarstwo. Pięknie jest myśleć, że sroce nie wypadliśmy spod ogona, że jesteśmy narodem wybranym, że byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa. Sen o potędze, który ciągnie się od wieku XVIII, wzmożony w wieku XIX przez wieszczów, trwa na dobre. Gombrowicz ostał się samotnie i mam wrażenie, że po zachłyśnięciu się nim lata temu, porzuciliśmy go, jak dziwaka, o którym może warto od czasu do czasu porozmawiać, ale chyba nie warto brać go na serio. Dziwak? Może skrajny indywidualista, którego poglądy nie mieszczą się w polskiej głowie. No bo jak wytłumaczyć takie słowa: „Dążyłem do tego, żeby Po-lak mógł z dumą powiedzieć: należę do narodu podrzędnego. Z dumą”.
 
– Dziewięciorgu aktorom przypisał pan postaci, które nie umieją wejść w prawdziwy dialog. My nie umiemy ze sobą rozmawiać? A jeśli tak, to dlaczego? Myśli pan, że hasło „dialogi polskie” może stać się europejskim synonimem określającym nieumiejętną wewnętrzną komunikację?
 
Obecny w scenariuszu podział na „kontuszowych, czyli prawdziwych Polaków” versus „Gombrowicze” jest faktem, ale jest też w spektaklu stale naruszany. Jedni i drudzy często wymieniają się poglądami, jakby na przekór temu, do czego są przypisani, czemu hołdują i w co wierzą. Prawda, że dzisiaj w Polsce stała linia podziału biegnie niekiedy przez środek wigilijnego stołu, ale bardziej bawiła mnie niespodziewana zamiana ról. Stać nas na dialog, na wymianę poglądów, a nawet na ich odmianę? Jestem głęboko przekonany, że to politycy zmuszają nas do przyjęcia restrykcyjnego języka. Jest im na rękę pogłębianie podziałów. Można zadać pytanie: dlaczego tak łatwo poddajemy się presji złego języka, czy już zwariowaliśmy do końca, czy może tylko ktoś zwariował. Życie codzienne nie poddaje się łatwo presji politycznej, przeciwnie – rozrzedza ją. Zwyczajni ludzie nie zamykają się w swoich „okopach św. Trójcy”. Gdyby tak nie było, trudno byłoby mieszkać w jednej wsi, w jednym miasteczku, chodzić do tego samego kina, galerii handlowej, do przychodni, szkoły. Przecież jeszcze chodzimy – na szczęście – tymi samymi ulicami. XX-wieczna historia Europy jest najlepszym dowodem tego, że narody dają się czasem zwariować politykom, ale po jakimś czasie przychodzi otrzeźwienie.
 
– Większość pana spektakli jest oparta na grze zespołu. Aktorzy tworzą polski chór, w którym jednostka próbuje wydobyć się ze wspólnoty. Lubi pan w ten sposób pracować, bo…?
 
Zespołowość, wspólnota, bycie razem, to są wartości, na których opierają się najlepsze zespoły teatralne. Tego byłem uczony wiele lat temu, temu patronuję dzisiaj. Jestem za indywidualnym rozwojem aktora, za pielęgnowaniem jemu tylko właściwych cech; niezwykła to przyjemność pracować z kimś wyjątkowym! Ale jestem też za tym, żeby aktor miał świadomość, że działa w grupie, że jest tylko jednym z instrumentów orkiestry, która gra spektakl. Ta sprzeczność w tym dziwnym miejscu, jakim jest teatr, jest sprzecznością pozorną, nie niszczy, a buduje – stwarza nieprzewidziane możliwości tworzenia przedstawienia. Czy ta sprzeczność musi dotyczyć tylko teatru? Niekoniecznie. Gra przeciwieństw towarzyszy ludziom od początku świata. Nikt mądry nie stracił na tym, że te antynomie wy-korzystał.
 
– Kompozytorem muzyki do przedstawienia – granej na żywo na fisharmonii – jest Zygmunt Konieczny. Zaprosił pan do współpracy tak wybitnego kompozytora, by jego osoba, poza niewątpliwą jakością muzyki, firmowała trochę à rebours groteskę spektaklu?
 
Z Zygmuntem Koniecznym pracuję już od 30 lat. Historia naszej współpracy sięga pierwszego Opisu obyczajów, który był wystawiony w Teatrze STU. Potem były kolejne Opisy…, następnie Pan Tadeusz w Starym Teatrze i kiedy przyszło do Dialogów polskich, nie wyobrażałem sobie spektaklu bez jego muzyki. Muzyka Zygmunta poza swoją niezwykłą pięknością pełni w spektaklu funkcję dramaturgiczną. Stanowi mocną strukturę, bez której spektakl obejść się nie może i jest zarazem ironicznym, a często dramatycznym komentarzem przedstawianych wydarzeń. Nie muszę chyba dodawać, ile pracy muszą włożyć aktorzy w jej wykonanie.
rozmawiała Magdalena Musialik

 

 

 
 

Osoby

 

 

Mikołaj Grabowski – aktor filmowy, teatralny i telewizyjny, reżyser teatralny i pedagog. Absolwent krakowskiej PWST na wydziałach aktorskim (1969) i reżyserii dramatu (1977). Po studiach grał w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie (1969–1977), następnie, jako reżyser, pracował w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze (1977–1979) i w Teatrze im. Jaracza w Łodzi (1979–1981 i 1988–1992). Był także dyrektorem naczelnym i artystycznym teatrów Polskiego w Poznaniu (1981–1982), Słowackiego (1982–1985) i Starego (2002–2012) w Krakowie oraz dyrektorem artystycznym Teatru Nowego w Łodzi (1999–2002). Od 1969 do 1973 asystent w krakowskiej PWST, a w latach1998–2002 dziekan Wydziału Reżyserii Dramatu tamże. Gościnnie występował i reżyserował na wielu scenach w kraju i za granicą, m.in. w krakowskim Teatrze STU, warszawskim Teatrze IMKA i w hamburskim Pantheater Kampnagel. Współpracował z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. W Teatrze Bagatela wyreżyserował Dialogi polskie (2020) oraz Rewizora (2021). 

Jędrzej Kitowicz – (1728–1804) ksiądz, historyk, pamiętnikarz, kronikarz. pracował u różnych dygnitarzy kościelnych (m.in. u biskupa Antoniego Ostrowskiego) i na dworach magnackich, przez wiele lat był także proboszczem w Rzeczycy. Walczył podczas konfederacji barskiej. Autor dwóch nieukończonych dzieł: Opisu obyczajów za panowania Augusta III (1840, wyd. pełne 1951), w którym drobiazgowo odmalował życie szlachty z XVIII wieku, oraz Pamiętników, czyli Historii polskiej (1840, wyd. pełne 1971) z czasów Augusta III i Stanisława Augusta Poniatowskiego. 

Henryk Rzewuski – (1791–1866) prozaik i publicysta, publikował pod pseudonimem Jarosz Bejła. Był m.in. urzędnikiem do specjalnych poruczeń w Warszawie przy namiestniku Iwanie Paskiewiczu. Wydawał i redagował „Dziennik Warszawski” (1851–1856). Jedna z jego sióstr, Ewelina Hańska, była żoną Honoriusza Balzaka, a druga – Karolina Sobańska – tajną agentką rosyjskiej policji carskiej, kochanką Mickiewicza i Puszkina. Odbył wiele podróży, m.in. z Adamem Mickiewiczem. Uważany za autora gatunku gawędy szlacheckiej, której najdoskonalszym przykładem są jego Pamiątki Soplicy (1839–1841), które wzbudziły zachwyt Adama Mickiewicza i zainspirowały go do napisania Pana Tadeusza. Rzewuski napisał także powieści Listopad (1845–1846) i Zaporożec (1854) oraz wydał cykl szkiców Mieszaniny obyczajowe (1841–1843). Listopad – nowatorski gatunek powieści w duchu twórczości Waltera Scotta – uważany jest za najlepszą polska powieść historyczną przed Henrykiem Sienkiewiczem. 

Witold Gombrowicz – (1904–1969) pisarz, publicysta, autor dramatów. Porzucił pracę aplikanta, by móc pisać literaturę. Debiutował w 1933 roku zbiorem opowiadań Pamiętnik z okresu dojrzewania, ale prawdziwą sławę przyniosła mu powieść Ferdydurke (1937). Z tej powieści pochodzą Gombrowiczowskie określenia, do dzisiaj obecne w języku polskim, takie jak „upupienie” czy „przyprawić komuś gębę”. Od 1939 Gombrowicz przebywał na emigracji: do 1963 w Argentynie, od 1964 aż do śmierci we Francji. Na emigracji napisał swoje kolejne słynne powieści, m.in. Trans-atlantyk (1953), Pornografię (1960) i Kosmos (1965). Niezwykle istotną częścią jego twórczości był prowadzony w latach 1953–1969 Dziennik, w którym z właściwym sobie cynicznym humorem opisywał własne losy, a także wchodził w rozważania natury filozoficznej, rozliczał się z polską tradycją i kulturą oraz komentował bieżące wydarzenia polityczne. Trzy powieści Gombrowicza zostały sfilmowane: Pornografia (reż.Jan Jakub Kolski, 2003), Ferdydurke (reż. Jerzy Skolimowski, 1992) oraz Kosmos (reż. Andrzej Żuławski, 2015). 

 

Recenzje

 

Dziennik Teatralny   |   Miasto Kobiet   |   Gazeta Wyborcza   |   e-teatr   |   teatrologia.pl   |   Radio Kraków

 
 

Twórcy

Autor

Ota Pavel

Tłumaczenie

Andrzej Czcibor-Piotrowski

Adaptacja

Paweł Szumiec

Reżyseria/ ruch sceniczny

Jan Szurmiej

Scenografia

Wojciech Jankowiak

Kostiumy

Marta Hubka

Aranżacja/ opracowanie muzyczne

Teresa Wrońska

Kierownictwo muzyczne

Artur Sędzielarz

Reżyseria świateł

Marek Oleniacz

As. reż./ inspicjent/ sufler

Monika Handzlik

I śmieszno, i straszno – rozmowa z Janem Szurmiejem

 

 

– Zupełnie mnie nie dziwi, że sięgnął pan po raz wtóry po Śmierć pięknych saren Oty Pavla w adaptacji Pawła Szumca. To po prostu piękny tekst.
 
– Świat przedstawiony w Śmierci pięknych saren jest obrazem człowieka, ludzkości, marzeń. Serdeczność utworu podszyta tym, co my, Polacy, nazywamy „czeskim humorem”, który tak nam się szalenie podoba, jest największym walorem tego tekstu. Ota Pavel jest wyśmienitym kontynuatorem rodzimej tradycji literackiej, którą znamy dzięki Haškowi, Hrabalowi czy Havlowi. Te serdeczne opowieści są przefiltrowane przez wyobraźnię dziecka, patrzącego naiwnie na otaczającą go przeszłą rzeczywistość. Snując historię, Ota przesadza, rysując wręcz ckliwy i idealistyczny obraz swojej szczęśliwej rodziny. Idąc takim tropem odczytania tekstu, zapytałem Pawła Szumca, czy mogę akcję sztuki umieścić w szpitalu psychiatrycznym. To jest oczywiście jasne nawiązanie do biografii Oty Pavla, który był chory psychicznie, i który w ramach autoterapii zaczął pisać. Paweł się na to zgodził i stąd w moim przedstawieniu szpital psychiatryczny. Bo ten entourage usprawiedliwia wszystko. Jak to u wariatów. Stąd są osoby, które kontrolują akcję. Pielęgniarze, a inaczej mówiąc oberobserwatorzy napędzają historię. Szpital usprawiedliwia także obecność dawno zmarłych najbliższych. Przychodzą odwiedzać małego Otę, który tak naprawdę jest już przecież dorosły. Mogą mu śpiewać piosenki, mogą tańczyć, mogą łowić ryby. Użycie tej konwencji daje, według mnie, konieczne dla Śmierci pięknych saren zawirowanie poetyckie, towarzyszące wspaniałej literze dramatu. Z podobnego powodu, za zgodą autora adaptacji, włączyłem do tekstu songi znanego doskonale polskiej publiczności Jaromíra Nohavicy. Te pieśni pointują niektóre sekwencje lub rozpoczynają kolejne sceny. Utwory Nohavicy wpisane we współczesną kulturę czeską wydają mi się wręcz koniecznym dopełnieniem podstawowego tekstu Pavla. Sarkazm, żart i metaforyka ballad kapitalnie współgrają z ironią i poezją zawartymi w Sarnach.
 
– Humor i ironia oraz czułość to chyba dobre środki wyrazu, by opowiedzieć losy żydowsko-chrześcijańskiej rodziny tuż przed, w trakcie i po Holokauście.
 
– Ota Pavel doskonale poradził sobie z wypełnieniem luki w przedstawieniu tak trudnych i traumatycznych lat. Zwyczajową martyrologię zamienił na dystans. A osobnym tematem jest ukazanie takiej dramatycznej sekwencji w teatrze. Dlatego że rzeczywistość i okrutność Zagłady, czy w ogóle wojny, komentowana na scenie w skali jeden do jeden jest nie do zniesienia. Staje się tak koturnowa, że nikt tego nie chce oglądać. Stąd należy szukać metafory, która opisze ten okrutny świat lirycznie. Przerażające czasy wojny i powojnia, doskonale przecież znane i Polakom, przedstawiamy w sposób i śmieszny, i groźny.
 
– To trzecie pańskie spotkanie z aktorskim zespołem Bagateli. Realizował pan u nas Skrzypka na dachu i Sztukmistrza z Lublina. Lubi pan tu wracać?
 
– Oczywiście. W ogóle lubię wracać do wszystkich teatrów, w których przyszło mi pracować. Lubię tę komunikację i wręcz przyjaźń, która się zawiązuje między nami. To pozwala – kiedy czas ku temu – i na żarty, i na swobodę pracy. To bardzo pomaga. Sam byłem aktorem i wiem, że nie najlepiej jest odbierany reżyser udający reżysera, a więc krzyczący, ustawiający aktorów, poganiający. Taka atmosfera niczemu nie służy. Lubię wyzwalać inwencję w aktorach. Dla mnie aktorzy nie są odtwórcami, lecz twórcami nie tylko ról, ale całego spektaklu. Choć zawsze jestem przygotowany do realizacji przedstawienia i wiem, jak ona powinna wyglądać w sensie obrazu i wymowy, to jestem otwarty na propozycje i na novum aktorów, i nigdy nie mówię „nie”. A jeżeli są dobre i uzupełniają, czy wręcz wzbogacają, realizację, to wchodzą do produkcji. Nie anektuję sobie pozycji Pana Boga.
 
– Mam wrażenie, że taki punkt widzenia jest bardzo cenny, zwłaszcza jeśli się pracuje po raz kolejny nad tym samym utworem, ale z innymi ludźmi.
 
– Czasami dziennikarze podnoszą ten temat. Po pierwsze, na świecie to, że reżyser, twórca po raz kolejny jest proszony, by zrobił spektakl, który wcześniej przygotował, jest walorem. Skoro go proszą, to znaczy, że praca była dobra. Miała dobre recenzje, podobała się. A po drugie, wracając bezpośrednio do pani uwagi, muszę powiedzieć, że w kontekście powtórzenia widzom realizacji zawsze ma się innych aktorów, inną przestrzeń, innego ducha miejsca. Siłą rzeczy spektakl będzie inny, nawet jak ni literka nie zostanie w nim zmieniona. A poza tym powtórne czy kolejne sięgnięcie do tego samego tekstu zawsze przynosi nowe rozwiązania, nowe wyczulenia, słowem: nowe spojrzenie. Nie stawiam przed zespołem telewizora, nie włączam zapisu spektaklu i nie mówię: o tak grajcie, tędy wychodźcie, a tędy wchodźcie.
 
– Po co jest teatr?
 
– To jest trudne pytanie. Po co jest teatr? Dla mnie teatr jest magicznym miejscem. To miejsce, do którego jak się wchodzi, to zapomina się o tym, co nas otacza na zewnątrz. Teatr jako miejsce magiczne musi się składać z dobrej literatury, dobrego aktorstwa i całego dobrodziejstwa warsztatu. Uważam, że to są podstawowe zasady, które w każdym historycznym czasie muszą towarzyszyć teatrowi, niezależnie w jakim kierunku on zmierza. Solidny warsztat, dobry gust, wyborna literatura kształtują przecież widza. Dzisiaj, zwłaszcza w Polsce, teatr podążył w kierunku, który stał się recesją zawodu aktora. Za dużo się wkradło tzw. manifestacji teatralnych poszczególnych twórców. To mnie niepokoi. Wielu ludzi związanych z teatrem zapomniało, że spektakle robi się dla widzów. Oczywiście, że dzisiejszy teatr ma swoich mistrzów: Krystiana Lupę, Jana Klatę i innych. Ale niestety zdarzają się i spektakle, które ja nazywam „made in China”, czyli podróbki mistrzów. Nierzadko są plagiatami widzianych sposobów i narzędzi używanych przez autorytety. A te narzędzia w rękach nieudaczników prowadzą do powstawania spektakli miałkich i nijakich. A teatr powinien być taką siłą, dzięki której widz – nawet będąc w kontrze do zamierzeń twórcy – poczuje się dobrze. Magicznie.
[rozmawiała Magdalena Musialik]
 
 

 

Osoby

 

Jan Szurmiej (1946–2024)

Aktor, reżyser, inscenizator i choreograf żydowskiego pochodzenia, znawca kultury żydowskiej. Karierę artystyczną zaczynał we wrocławskim Teatrze Pantomimy (1965–1971), następnie jako absolwent Studium Aktorskiego przy Teatrze Żydowskim im. Ester Rachel Kamińskiej został jego etatowym aktorem (1971–1991). Zagrał tam m.in. Kopła w Wielkiej wygranej (1972, reż. J. Rotbaum), Hunona w Dybuku (1973, reż. S. Szurmiej), Happy’ego w Śmierci komiwojażera (1975, reż. S. Szurmiej), Benię Krzyka w Zmierzchu (1976, reż. A. Witkowski), Christiana Hortkopfa w Jakubie i Ezawie (1980, reż. J. Berger). W 1976 zdał w Warszawie eksternistyczny egzamin dla aktorów dramatycznych. Wystąpił także w wielu filmach i serialach, z których najważniejsze to Sanatorium pod klepsydrą (1974), Dybuk (1979), Austeria (1982), Królewskie sny (1990), Szuler (1991) i Faceci do wzięcia (2006). W latach 1990–1993 był dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Muzycznego Operetki Wrocławskiej – obecny Teatr Capitol, głównym reżyserem Opery Wrocławskiej oraz starszym wykładowcą Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Pełnił także funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Muzycznego Roma (1992–1994), głównego reżysera Teatru Żydowskiego (1996–1997), dyrektora generalnego Stowarzyszenia Niezależnych Autorów Radiowych i Telewizyjnych (1996–2000). Był twórcą i dyrektorem artystycznym Festiwalu im. Anny German w Zielonej Górze (2001–2007), wykładowcą w Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. Giedroycia (2004–2005), a od 2002 roku jest dyrektorem Agencji Teatralno-Filmowej AGART przy Fundacji Odrodzenie. Od wielu lat współpracuje z teatrami w całej Polsce jako reżyser, inscenizator i choreograf. Ma w dorobku ponad sto realizacji, m.in. Sztukmistrza z Lublina, Cymes! Cymes!, Wielką wodę, Zorbę i Skrzypka na dachu. Wielokrotnie nagradzany i odznaczany, m.in.: Złotym Krzyżem Zasługi za osiągnięcia w dziedzinie kultury (1985), Medalem 30-lecia Agencji Artystycznej PAGART za promowanie kultury polskiej za granicą (1987), Grand-Prix na Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Kaliszu za musical Piaf (1993), Grand-Prix na festiwalu w Moguncji za reżyserię spektaklu Sztukmistrz z Lublina (1994, Teatr Współczesny we Wrocławiu), Złotą Łódką za reżyserię spektaklu Skrzypek na dachu (2000, Teatr Muzyczny w Łodzi, w kategorii Spektakl Roku), Złotymi Maskami za reżyserię spektaklu Skrzypek na dachu (2004, Teatr Bagatela, w kategorii Spektakl Roku), Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi w dziedzinie kultury (2005).

 

Ota Pavel

właść. Otto Popper (1930–1973)
Czeski pisarz, dziennikarz i reporter sportowy. Wczesne dzieciństwo spędził w Pradze, potem jego rodzina przeprowadziła się do rodziców ojca do Buštěhradu. W czasie II wojny światowej jego ojciec oraz bracia, Jiří i Hugo, zostali wywiezieni do obozu koncentracyjnego, on zaś z matką Herminą, która była Czeszką, pozostał w Buštěhradzie. W wieku trzynastu lat pracował jako górnik w kopalni w Kladnie. Po wojnie jego ojciec i bracia szczęśliwie wrócili żywi, on zaś skończył szkołę handlową i językową. Przez pewien czas trenował hokejową młodzież w praskim klubie Sparta. Od 1949 roku pracował jako komentator sportowy w Czechosłowackim Radiu oraz jako reporter sportowy w czasopismach „Stadion” i „Československý voják”. Swoje reportaże-opowiadania o tematyce sportowej zaczął od 1964 roku wydawać w formie książkowej. W lutym 1964 roku zapadł na ciężką chorobę psychiczną, zdiagnozowaną jako cyklofrenia, psychoza maniakalno-depresyjna z elementami schizofrenii. Walcząc z chorobą szukał oparcia na łonie przyrody, łowiąc ryby. Nie przestał jednak pisać – w tym czasie powstały jego najsłynniejsze dzieła, wspomnienia z dzieciństwa i młodości. Z choroby nigdy się nie wyleczył.

 

Recenzje

 

teatralny.pl    |   Gazeta Wyborcza    |   kempinsky.pl   |   e-teatr    |    krakow.pl    |   lovekrakow    |   TVP    |     Dziennik Teatralny