Twórcy

Autor

Wg Heinricha Hoffmanna

Reżyseria

Jacek Bończyk

Scenografia/ Reżyseria świateł

Grzegorz Policiński

Kostiumy

Anna Sekuła

Muzyka

Marek Materna
Dawid Sulej Rudnicki

Choreografia

Inga Pilchowska

Asystent reżysera/ Inspicjent

Joanna Jaworska

W nagraniu muzyki do spektaklu wziął udział zespół Kometa Suleja w składzie:
 

Aleksandra Owczarek – skrzypce
Krzysztof Bolek – gitary
Burt Clavy – trąbka
Grzegorz Bąk – kontrabas, gitara basowa
Michał Peiker – perkusja
Katarzyna Stępień – elektronika
Dawid Sulej Rudnicki – fortepian, instrumenty klawiszowe

Osoby

 
 
Jacek Bończyk

Autor tekstów piosenek, scenarzysta i reżyser spektakli muzycznych, aktor i piosenkarz. Autor polskiej wersji językowej wielu piosenek w filmach, m.in.: Shrek, Niedźwiedź w wielkim niebieskim domu, Mała Syrenka. Wokalista i gitarzysta formacji rockowych: Bończyk/Krzywański oraz Nowe Sytuacje. Uczestnik festiwali i zdobywca wielu nagród, z których najważniejsze to: Grand Prix na XVI Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Francuskiej w Lubinie oraz Grand Prix na XXI Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

Od 2010 roku – członek Rady Artystycznej Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. W latach 2013 – 2016 był twórcą i dyrektorem artystycznym Festiwalu Twórczości Wojciecha Młynarskiego. Od 2016 roku – wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej.

W marcu 2017 roku, podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, Kapituła Nagrody im. Aleksandra Bardiniego przyznała Jackowi Bończykowi – Dyplom Mistrzowski.

Ma na swoim koncie kilkanaście płyt i recitali, m.in. Piosenki kilku Francuzów (2000), Następny (2001), Tango Kameleon (2002), Depresjoniści (2005), Raj (2008), Recital na piano i bass (2009), Dzieci Hioba (2010), Ideologia snu (2010), Mój Staszewski (2012), Resume z wątkiem kosmicznym (2013), Czarno-białe ślady (2014), Kaczmarski – subiektywnie (2016), ABSOLUTNIE, czyli Bończyk śpiewa Młynarskiego (2018) oraz Licencja na lirykę (2022).

Pisze teksty dla różnych wykonawców piosenki, m.in. dla Katarzyny Groniec, Anny Guzik, Michała Bajora oraz Mirosława Czyżykiewicza.

Od kilku lat spełnia się także w roli scenarzysty i reżysera koncertów oraz twórcy spektakli teatralnych, takich jak m.in.: Terapia Jonasza w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, Obywatel w Teatrze im. Horzycy w Toruniu, Kot w butach, Walc na trawie, Nie dorosłem w stołecznym Teatrze Syrena, Singielka oraz Singielka 2, czyli Matka Polka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, Zorro oraz Cyrano w Teatrze Muzycznym w Łodzi, Jacek Kaczmarski. Lekcja historii w warszawskim Teatrze Ateneum, Młynarski obowiązkowo w Teatrze 6 piętro w Warszawie, Walc kameralny czyli Pan Wasowski mniej znany w Teatrze Muzycznym w Toruniu, Młody Frankenstein, a także Jak odnieść sukces w biznesie zanadto się nie wysilając oraz Cabaret w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. W latach 2020/2021 reżyserował Róbmy swoje… w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, Piosenka jest dobra na wszystko w Teatrze Muzycznym w Łodzi oraz Kasta la vista w Teatrze Polskim we Wrocławiu. W 2022 roku zrealizował spektakl Misja: Młynarski w warszawskim Teatrze Ateneum, a ostatnio Kontrabasistę w toruńskim Teatrze Muzycznym.

Jest pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym Festiwalu Twórczej Wyobraźni w wałbrzyskiej Starej Kopalni, który ma za sobą dwie bardzo udane edycje (2022/2023).

 

Marek Materna

Absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, pianista i kompozytor muzyki teatralnej i rozrywkowej.
Związany z wrocławskim kabaretem Elita komponował muzykę m.in. do piosenek Jana Kaczmarka, a w Teatrze Kalambur do tekstów Artura Kusaja.
Błyskotliwy o ogromnym talencie intelektualista, tak Marka Maternę wspomina Stanisław Szelc, związany był także z krakowską Rotundą, Nowym Żaczkiem i kabaretem KIT.
Akompaniował Zbigniewowi Wodeckiemu i wielu gwiazdom polskiej sceny rozrywkowej. Laureat Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie.

 
Heinrich Hoffmann

Heinricha Hoffmanna (1809—1894) koledzy z czasów studiów medycznych nazywali „Królikiem”. Przezwisko zawdzięczał temu, że zamiast uczestniczyć w tradycyjnych męskich rozrywkach studenckich, wybierał samotne wycieczki po górskich szlakach. Lekarz, indywidualista,
o demokratycznych poglądach, za swój największy sukces uważał powołanie do życia we Frankfurcie nad Menem szpitala psychiatrycznego, a nie twórczość literacką.

Choć Hoffmann odniósł ogromną popularność jako autor zbioru wierszyków dla dzieci Der Struwwelpeter (Staś Straszydło), sam najbardziej był dumny z rewolucji jakiej dokonał w postrzeganiu ludzi chorych psychicznie, którzy wcześniej uważani za co najmniej „opętanych”, wreszcie doczekali się, by traktować ich jako osoby chore, czyli wymagające opieki i specjalistycznego leczenia.

Troskliwy mąż i kochający ojciec trójki dzieci, dla jednego z nich — Carla Philipa — napisał zabarwione czarnym humorem wiersze o konsekwencjach bycia nieposłusznym. A utwór Pawełek wiercipięta z tomu Der Struwwelpeter — uznawany jest za przykład literackiej alegorii dziecka
z ADHD*1.

Niemniej to nie obserwacje medyczne skłoniły Hoffmanna do napisania zbioru wierszy. Impulsem do ich stworzenia był brak odpowiedniej literatury pisanej specjalnie dla młodego odbiorcy. Dominujące na ówczesnym rynku wydawniczym pozycje dla dzieci ociekały topornym, mało finezyjnym dydaktyzmem. Ponieważ Hoffmann miał już za sobą literacki, dobrze przyjęty debiut Das Breviarium der Eh (1833), a pisanie — obok medycyny — było jego pasją, stworzył wiersze, które przebojem podbiły Europę. Popularność Stasia Straszydło” (1844), wydanego pod pseudonimem, bo autor lirycznych poematów niekoniecznie chciał być kojarzony z „wierszykami dla dzieci”, przerosła najśmielsze oczekiwania zarówno Hoffmanna, jak i wydawcy.

Tłumaczone na wiele języków wiersze, zawdzięczają swoją długowieczną sławę potężnej dawce absurdu. W tych rymowankach kara za drobne dziecięce przewiny jest tak drastyczna i niewspółmierna do występku, że musi budzić śmiech.

Autorska książka Hoffmanna, do której pisarz sam wykonywał ilustracje, prezentuje utwory na swój czasy oryginalne i zaskakujące ze względu na nowatorski sposób podejścia do praktykowanej dydaktyki. Ich „czarna” atrakcyjność polegała (polega w dalszym ciągu) na kontraście między elementami horroru i humoru. Wydaje się jednak, że na pierwszym planie jako środek dotarcia do czytelnika znajdował się, a dzisiaj na pewno znajduje — humor.

Przerysowanie sytuacji i użycie czystego pure nonsensu ubrane w zgrabne i dobrze spointowane rymy — musiało być zabawne. Literaturoznawczyni, badaczka Złotej różdżki — taki tytuł nosił pierwszy polski przekład bajek Hoffmanna — Joanna Dybiec-Gajer, swojej pracy na ich temat nadała intensywnie trafny tytuł: Złota różdżka — od książki dla dzieci po dreszczowiec raczej dla dorosłych. Ten przytoczony tytuł doskonale podsumowuje zjawisko popularności Hoffmannowskich tekstów. Utwory Hoffmanna, które sam nazywał „uciesznymi”, potrafią bawić zarówno 10 latka, jak i rodzica, czy dziadka. Oczywiście ich odbiór odbywa się na stosownych — do wieku i erudycji — poziomach, niemniej gęstość makabrycznego humoru jest tak dosadna, że chyba nikt nie czyta tych wierszy dosłownie. Bo nie tylko dzieciństwo jest królestwem śmiechu. Dorosłość ma też do niego prawo.

Magdalena Musialik

 

*1. Psychiatrzy dziecięcy w ogóle wskazują zbiór Hoffmannowych wierszy, jako opisy wielu opozycyjno-buntowniczych zaburzeń zachowania. Historia zaburzenia hiperkinetycznego (ADHD) na świecie i w Polsce, Izabela Gorzkowska, Samochowiec, Katedra i Klinika Psychiatrii PUM w Szczecinie.

 

Bajki dla wielu

 

Jacek Bończyk — reżyser spektaklu mówi, że: „Bajki dla niegrzecznych” to spektakl spod znaku makabreski, czarnego humoru i surrealistycznej dydaktyki.

Wczytując się uważnie w tytuł nie widzimy dopisku: „dla niegrzecznych dzieci” lub „ dla niegrzecznych dorosłych”, bo z założenia to pełne piosenek i tańca przedstawienie jest dla widzów w każdym wieku. Trzeba bowiem pamiętać, że stare XIX-wieczne teksty, na pozór przerażające, były pisane z dystansem, który cechuje między innymi psychiatrów, takich jak autor — Heinrich Hoffmann.

Biorąc pod uwagę, że utwory Hoffmanna w dzisiejszej rzeczywistości mogą się wydawać, mimo niewątpliwych wartości artystycznych, nieco anachroniczne i odległe w czasie, postanowiłem stworzyć klamrę spinającą pomysł realizacyjny — mówi Jacek Bończyk. Dopisałem zatem kilka nowych tekstów, które wyraźnie sygnalizują czasy współczesne. Starałem się, by były i utrzymane w duchu dydaktycznym, i by były ironiczne. Na przykład „List do widza teatralnego” jest takim wyraźnie połajankowo — dowcipnym przypomnieniem na czym polegają np. podstawy teatralnego savoir vivre’u.

Widzu szanowny, coś kupił bilet
W „onlajnie” albo też w kasie
Uprzejmie proszę, byś choć przez chwilę
Nie sprawdzał czy sieci masz zasięg (…).

Do moich tekstów muzykę skomponował Dawid Sulej Rudnicki, który także jest autorem wszystkich aranżacji i odpowiada za kierownictwo muzyczne. Wierszom, które wyszły spod pióra Hoffmanna towarzyszy napisana na początku lat dziewięćdziesiątych muzyka Marka Materny.
Piękną, wymagającą choreografię, wykonywaną na tle scenografii Grzegorza Policińskiego, przygotowała Inga Pilchowska. W kostiumy aktorów ubrała niezastąpiona Anna Sekuła. Wymieniam twórców przedstawienia z prawdziwą satysfakcją, bo jest to kolejna moja realizacja z tym sprawdzonym i fantastycznym teamem.
Ktoś mnie kiedyś zapytał, który z wierszy Hoffmanna jest moim ulubionym. No więc lubię je wszystkie, ale ukochaną kwintesencją tego co mnie bawi, a do tego jest perfekcyjnie ułożonym w rytmie wierszem jest: „Nieudany spacer dzieci”. Lubię w nim – między innymi – celnie zastosowane zdrobnienia, których tak często używają dzieci. A więc mamy i wiaterek i nóżki i paluszki, a także Beatkę, Jasia, Józia i Dziunię. Wszystkie deminutywy, a także spieszczenia cudownie uwypuklają grozę kolejnych wydarzeń, które dzieją się w tej – jakże uroczej – makabresce. To literacki majstersztyk.
Mam nadzieję, że zaproponowana przeze mnie forma rozśpiewanego i roztańczonego spektaklu przypadnie do gustu młodszej, jak i już tej całkiem dojrzałej widowni.

/wysłuchała Magdalena Musialik/

 

Twórcy

Tłumaczenie

Jakub Ekier

Adaptacja i reżyseria

Jakub Szydłowski

Scenografia, reżyseria świateł

Grzegorz Policiński

Kostiumy

Dorota Sabak

Muzyka. kierownictwo muzyczne

Jakub Lubowicz

Choreografia

Jarosław Staniek, Katarzyna Zielonka

Animacje

Veranika Siamionava, Zachariasz Jędrzejczyk

Przygotowanie wokalne

Marcin Wortmann

Asystent reżysera/ inspicjent

Magdalena Gródek

Osoby

 
Jakub Szydłowski


Reżyser spektakli muzycznych i koncertów, aktor musicalowy i dubbingowy, absolwent Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Występował w Teatrze Muzycznym w Gdyni (Claude Bukowski w „Hair”, Debiut Roku 1999, główne role w trans-operze „Sen nocy letniej” i „Muzyce Queen”), Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu (m.in. Mackie Majcher w „Operze za trzy grosze”, Zach w „A Chorus Line”), stołecznych: Teatrze Studio Buffo („Romeo i Julia”, „Piotruś Pan”), Teatrze Komedia (m.in. „Kieszonkowa orkiestra”, „Niebezpieczne związki”) i Teatrze Muzycznym Roma („Grease”, „Koty, „Akademia pana Kleksa”, „Taniec wampirów”, „Upiór w operze”, „Les Misérables”, „Deszczowa piosenka”, „Mamma Mia!” i „Piloci”).

Jest autorem libretta i reżyserem „Procesu. Spektaklu muzycznego”, „Księgi dżungli” i „Przypadków Robinsona Crusoe”, granych w Teatrze Muzycznym Roma, Operze i Filharmonii Podlaskiej oraz Teatrach Muzycznych w Gdyni i Poznaniu. Reżyser musicali: „Rent” (Teatr Rampa), „Adonis ma gościa” (Teatr Roma, Opera i Filharmonia Podlaska), „Doktor Żywago”, „West Side Story” i „Brzydki kaczorek” (Opera i Filharmonia Podlaska), „Kajko i Kokosz. Sztuka latania” (Teatr Syrena), „My Fair Lady” (Opera na Zamku), „Koty” (Teatr Rozrywki w Chorzowie), „Kopernik” (Opera Krakowska) i „Dziewczyny z kalendarza” (Teatr Muzyczny im. D. Baduszkowej w Gdyni). W Teatrze Muzycznym w Łodzi wyreżyserował przedstawienia: „Cyrano” (Nagroda im. J. Kiepury), „Madagaskar – musicalową przygodę”, „Pretty Woman” i „Złap mnie, jeśli potrafisz”. Jest także autorem libretta i reżyserem musicalu dla dzieci „Tadek na tropach Minotaura” oraz musicalu „Dracula” (2024).

 

 

Wiele snów Józefa K.

Rozmowa z reżyserem i autorem libretta – Jakubem Szydłowskim

 

Proces jest na tyle pojemnym i intrygującym tekstem, by pokusić się o zrealizowanie go w formie spektaklu muzycznego? Na pewno jest wiele osób, które nigdy nie sięgnęły po tę lekturę, ale pomimo to, dzięki tytułowi i autorowi oraz zasłyszanym opiniom, mają wiele kulturowych, często stereotypowych skojarzeń, z których „mroczność” powieści jest jednym z wiodących. Stąd przedstawienie tej historii w formie musicalu wydaje się bardzo odważnym pomysłem.

– Bardzo często słyszałem, że Proces jest: „mroczny”, „zagmatwany”, „ponury”. A to nie do końca prawda, bo i sam autor, jak i jego znajomi, którym czytał tę powieść, zaśmiewali się w wielu momentach. Irracjonalność sytuacji w jakiej znalazł się Józef K., ma w sobie wiele komizmu.
Po lekturze wspomnień dotyczących Franza Kafki, kiedy na nowo sięgnąłem po Proces w tłumaczeniu Jakuba Ekiera, sugerując się tym, by przeczytać ponownie książkę przez pryzmat dowcipu w niej zawartego, odkryłem na nowo tę fascynującą powieść. Surrealizm, grozę i mroczność, zawarte w tym materiale, odebrałem jako uwielbianą przeze mnie montyphytonowską rzeczywistość. Kiedy zrzuciłem jarzmo ciężkości interpretacyjnej, zacząłem patrzeć na Proces jak na kapitalny materiał wyjściowy do przeniesienia go na scenę w formie spektaklu muzycznego.
Jasne, że nie uciekniemy w spektaklu od przedstawienia tragicznej historii Józefa K., bo nie jest to ani możliwe, ani potrzebne, ale dominujący w opowieści surrealizm działa obosiecznie: podkreśla komizm i jednocześnie uwypukla dramat. I w tym upatrywałem walor: ta ilość abstrakcji świetnie przełożyła się na muzykę. Zaryzykowałem i napisałem libretto, choć muszę się przyznać do tego, że pomysł, by zrobić z Procesu spektakl muzyczny był dla wielu ogromnym zaskoczeniem. Jak widać, ten dosyć nieoczywisty koncept udało się zrealizować.

– Historia, którą proponujesz Widzom, jest historią snu Józefa K.

– Sam Kafka, jak i masa interpretatorów tego tekstu, odczytywali Proces jako dziwny sen bohatera, to po pierwsze. A po drugie jako ogromny fan Davida Lyncha, który z kolei był miłośnikiem twórczości i osoby Kafki, uważałem, że poetyka snu jest właściwą formą dla tego przedstawienia.
Przecież kultowe Miasteczko Twin Peaks całe utkane jest z niby snu, a właściwie snu w śnie. Bardzo często na próbach zwracałem na to uwagę, by tak traktować rzeczywistość, którą budowaliśmy na scenie. Józef K., u nas Miłosz Markiewicz, budzi się, by znów zapaść na jawie w kolejny sen, by ponownie obudzić się w nowej rzeczywistości. Podróżuje w tych snach, nie wiedząc co jest jawą, a co snem właśnie.
W naszym Kafkowym muzycznym widowisku, bo nie wiem, czy określenie musical nie jest zbyt na wyrost, jest wiele snów.

– Po obejrzeniu tego niebanalnego odczytania klasycznego tekstu, z czym chcesz pozostawić Widza?

– Najbardziej interesuje mnie uparta, samotna walka Józefa K. To, że on nie przestaje zmagać się z przygniatającą go rzeczywistością/snem do samego końca. Ten upór jest przecież jego największą winą. Nieprzychylnie odbierana przez otoczenie nieprzejednana determinacja aby wykazać swoją niewinność, jest największym walorem postaci. To Józefa K. czyni bardzo ludzkim i stąd bierze się nasza sympatia dla tego młodego człowieka. Podziwiamy jego walkę, choć wszystko – od samego początku – mówi, że ta walka jest skazana na porażkę.
Chcę tu także dodać, że ogromnym walorem Procesu jest pojemność interpretacyjna, więc poza tym, co dla mnie jest istotne, najważniejsze jest to, z czym każdy indywidualnie pozostanie po obejrzeniu widowiska. Ponieważ wielość odczytań dorobku Kafki potrafi się wzajemnie wykluczać, nie można a priori założyć, że Widz wychodzi z teatru z jednym słusznym przesłaniem.

– Twoja adaptacja polegała na napisaniu od początku do końca libretta. Spore wyzwanie.

– Odpowiem tak: po uważnej, ponownej lekturze wiedziałem, że chcę zrobić spektakl muzyczny na podstawie klasycznego Procesu. W związku z tym wyobrażałem sobie, że atmosfera melodii, które będą w spektaklu, muszą go ponieść. Z Jakubem Lubowiczem – autorem muzyki – współpracuję od wielu, wielu lat, więc nasze wzajemne zaufanie oraz znajomość warsztatów pozwalało mi na takie, a nie inne pisanie songów. Kiedy pisałem libretto wiedząc, że będę reżyserem przedstawienia, łatwiej mi było sklejać słowa, bo miałem w głowie konkretne sceniczne plany. W trakcie pracy wszedłem w wir i strumień słów łączących się z obrazami i muzyką.

– Twój spektakl jest bardzo kompletny. Muzyka, choreografia, scenografia, no i kostiumy. Wszystko działa.

– Bez choreografii przygotowanej przez Kasię Zielonkę i Jarka Stańka, intensywnych, rygorystycznych wręcz prób tanecznych aktorów, nie byłoby widowiska. Wszak to spektakl muzyczny. A prywatną miłość do czarno-białych filmów Kurosawy i japońskiego pisarza Harukiego Murakamiego, skądinąd inspirującego się twórczością Kafki, przemyciłem w sugestii, by kostiumy (Dorota Sabak) nawiązywały do japońskich tradycyjnych ubiorów. Skoro bohaterowie śnią, mogą równie dobrze śnić trochę po japońsku. Ponadto Japonia zawsze kojarzy mi się z jakąś nieuchwytnie dojmującą atmosferą samotności. Z nieprzeniknioną kastowością i niemożnością porozumienia. A trudno znaleźć bardziej samotnego i niemogącego się z nikim dogadać bohatera niż Józef K.

Proces. Spektakl muzyczny między innymi dzięki środkom plastycznym został wyrzucony poza jakikolwiek kontekst historyczno-geograficzny.

– Owszem. Myślę, że Proces może się toczyć wszędzie i zawsze. Bo człowiek pod każdą szerokością geograficzną jest samotny. Ze smutkiem, niespełnionym pożądaniem i melancholią kojarzy mi się także portugalska muzyka tradycyjna, stąd śpiewana w naszym spektaklu pieśń fado.
Na koniec przytoczę opinię jednego z kolegów pracujących w Teatrze Bagatela, który przy podglądaniu prób do spektaklu podszedł do mnie i powiedział: byłem oburzony, kiedy usłyszałem, że będzie realizowany Proces z piosenkami. Oburzony. Ale teraz – mówi do mnie – patrzę, co tu się dzieje i zastanawiam się, jak można było wcześniej robić Proces bez piosenek?

 

Rozmawiała Magdalena Musialik

 

 

Twórcy

Autor

Aleksander Fredro

Reżyseria

Tomasz Cymerman

Scenografia i projekcje

Zuzanna Markiewicz

Kostiumy

Lila Dziedzic

Muzyka

Dawid Sulej Rudnicki

Reżyseria świateł

Michał Grabowski

Ruch sceniczny

Aleksander Kopański

Asystent reżysera/ inspicjent

Monika Handzlik

Osoby

 

Tomasz Cymerman

Reżyser, absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej PWST (dzisiaj AST) oraz Wydziału Reżyserii (tamże). Studiował także specjalizację dramaturgiczną. Występował w teatrach: STU w Krakowie (2006), Współczesnym w Szczecinie (2006). W latach 2006 – 2015 był związany jako aktor z wrocławskim Teatrem Współczesnym.
Reżyserował m.in. w teatrach: Teatr Nowy w Poznaniu, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu, Teatr im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie, Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, Teatr Wybrzeże w Gdańsku. Za reżyserię spektaklu Bracia Karamazow otrzymał główną nagrodę na Forum Młodej Reżyserii.
Jest autorem sztuk: Klajster (reż. Wojtek Klemm, Teatr Nowy w Łodzi, 2014 r.) Simona, gdzie jesteś (realizacja we własnej reżyserii w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa, 2017 r.).
Pełni funkcję Skarbnika w Zarządzie Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych.

 
 
 

Na wieki wieków – Fredro

Czy wiecie, że: Aleksander Fredro (1793–1876), kanoniczny, lekturowy autor, ten od: Zemsty, Ślubów panieńskich, Dam i huzarów, Pawła i Gawła i wielu, wielu innych tytułów, był odznaczony francuską Legią Honorową za walki pod Hanau i Fryburgiem Badeńskim, a za udział w „bitwie narodów” pod Lipskiem otrzymał Złoty Krzyż Virtuti Militari?

Jako nastolatek wstąpił w szeregi armii Napoleona ciągnącej na Wschód do Moskwy. Pełniąc funkcję oficera ordynansowego w jego sztabie, widywał Cesarza, towarzysząc mu tak jak sam o tym pisał w pamiętniku Trzy po trzy: Óśmnastego lutego roku 1814 jechał na białym koniu człowiek średniego wzrostu, nieco otyły, w sieroczkowym surducie pod szyją zapiętym, w kapeluszu stósowanym bez żadnego znaku prócz małej trójkolorowej kokardy. Za nim, w niejakiej odległości drugi, znacznie młodszy. […] Pierwszym z tych jeźdźców był Napoleon, drugim byłem ja. Odważny, świetnie władający szablą, był dobrym żołnierzem. Opisywany przez przyjaciół jako towarzyski i dowcipny, jednocześnie bywał człowiekiem skłonnym do melancholii i pogłębiającej się na starość, mizantropii.

Fredry chodzili na głowach. Trzeba się było chować przed nimi, bo i z ołtarza by zdjęli, a do tego jeszcze i takie wiersze pisali, że nawet starszym uszy od nich trzeszczały – pisał Zygmunt Kaczkowski, przyjaciel Fredrów i naoczny świadek ich poczynań.

Swawoląc w młodzieńczych latach – za druha mając brata Maksymiliana, po doświadczeniach wojennych i demobilizacji, na którą czekał w Paryżu zachodząc do tamtejszych teatrów, po powrocie z Francji, trasą wiodącą przez Wiedeń, w którym spotkał miłość swojego życia – Zofię hr. Jabłonowską (żonę hr. Skarbka) – hrabia Fredro zaczął się statkować.

Grunt do podjęcia „dorosłego życia” miał przyjazny, bowiem jako jeden z niewielu – na przestrzeni stuleci – polskich (a i światowych) pisarzy był człowiekiem bardzo zamożnym. Wychował się w bogatym dworze, w którym odebrał rzetelne, ale i wyłącznie „domowe” nauki pod kierunkiem Józefa Płachetki. Niekoniecznie będąc ich admiratorem, przyznawał, że nigdy mi się nad książką nie zmarszczyło czoło, trąbka myśliwska w kniei była moją szkołą. Nie mniej wczesne wysiłki Płachetki, jak i inteligencja oraz wrodzony dowcip wystarczyły, by hrabia Aleksander zaczął pisać. Zadebiutował jednoaktówką w wieku 24 lat.

Intryga na prędce nie odniosła sukcesu, ale to w żaden sposób hrabiego, który przecież nie musiał utrzymywać się z pisania, ani żadnej innej pracy zarobkowej, nie zniechęciło do dalszego tworzenia. Warszawska premiera Pana Geldhaba (1821) jest uznawana za prawdziwy i dojrzały debiut Fredry.

Pisał coraz więcej, w międzyczasie wspierając panią swojego serca w staraniach o unieważnienie ślubu kościelnego. Po 10 latach usilnych zabiegów, na podstawie impotentia coeundi, ślub ze Skarbkiem został unieważniony, a hrabia Aleksander połączył się w 1826 roku, naprawdę szczęśliwym węzłem małżeńskim z Zofią. Po ślubie przeniósł się z żoną do domu rodzinnego w Beńkowej Wiszni, wsi położonej ok. 50 kilometrów na zachód od Lwowa.

W neoklasycznym dworze, nad którego obecnie remontem ma kuratelę polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, powstały największe dzieła Fredry: Zemsta, Pan Jowialski, Dożywocie.

Tworzył w czasach romantyzmu, pisząc utwory absolutnie odmienne od koturnowej twórczości polskich Wieszczów. Choć jego debiut zbiega się z czasem debiutu Adama Mickiewicza, trudno w tworzonych przez nich utworach doszukiwać się pokoleniowej więzi. Być może wpływało na to odmienne wykształcenie i bardzo silne przywiązanie Fredry do swojego prowincjonalnego i mało eksponowanego życia.

Myśląc o sobie jako o „Żołnierzu – poecie”, hrabia Aleksander herbu własnego „Bończa”, skupiał się na przedstawianiu bliskiego mu świata, zaludnionego przez wyraziste i pełnokrwiste postaci, jakich powołanie do życia na scenie bywało marzeniem całej rzeszy autorów, a i aktorów.

Od czasu pierwszego pobytu we Francji, zafascynowany teatrem, bywał na swoich prapremierach we Lwowie, Warszawie, Krakowie, gdzie w 1832 roku miała właśnie miejsce premiera – stosunkowo dzisiaj rzadko realizowanego w teatrach – Gwałtu, co się dzieje! Spektakl, na którym był autor, został wystawiony w nieistniejącym dzisiaj teatrze, który znajdował się w zabudowaniach poklasztornych św. Urszuli (róg ul. św. Marka i św. Jana).

W 1839 roku zaledwie 6 lat po powstaniu lekturowej Zemsty, przerwał działalność literacką pod wpływem ataków krytyki i na kilkanaście lat zaprzestał twórczości. Fredro bawił się pisząc swoje komedie i chciał bawić widza teatralnego, a to stało się powodem gwałtownych napaści. W czasach martyrologii i służby narodowej ktoś, kto nie chciał bogoojczyźnianie wychowywać, i pobudzać uczuć patriotycznych, był ideologicznie nie do zaakceptowania. Ponadto zarzucano mu drugorzędny talent, uleganie wzorcom francuskim, niemoralność, wreszcie – brak ducha narodowego.

Wznawiając swoją działalność jako komediopisarz w latach 50. XIX wieku, równocześnie podjął decyzję o niepublikowaniu i niewystawianiu swoich dzieł w przypadku żądania odeń jakichkolwiek zmian w ich treści.

Wolnomularz, poseł w galicyjskim sejmie stanowym, członek krakowskiej Akademii Umiejętności, uhonorowany francuskim Medalem św. Heleny, ostatnie lata schorowanego życia spędzał w gronie najbliższej rodziny.

Zmarł we Lwowie 148 lat temu. Umierając zostawił swojemu synowi dokładne wytyczne, w jakim porządku mają być wydawane jego dzieła i wedle jakich zasad wystawiane. Prawdopodobnie przeczuwając, że zainteresowanie jego twórczością z upływem lat będzie rosło, zadbał o swoją literacką spuściznę. Miał rację. Fredro to najczęściej wystawiany z polskich dramaturgów.

Magdalena Musialik

 

 

 

Twórcy

Adaptacja i reżyseria

Mikołaj Grabowski

Muzyka

Zygmunt Konieczny

Scenografia i kostiumy

Paweł Dobrzycki

Choreografia i ruch sceniczny

Katarzyna Anna Małachowska

Reżyseria świateł

Michał Grabowski

Projekcje

Radek Mroczek

Kierownik muzyczny

Artur Sędzielarz

Opracowanie muzyczne fragmentów ilustracyjnych

Mikołaj Grabowski​

Asystent reżysera/ inspicjent

Joanna Jaworska

Osoby

 
Mikołaj Grabowski
Aktor filmowy, teatralny i telewizyjny, reżyser teatralny i pedagog. Absolwent krakowskiej PWST na wydziałach aktorskim (1969) i reżyserii dramatu (1977). Po studiach grał w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie (1969–1977), następnie, jako reżyser, pracował w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze (1977–1979) i w Teatrze im. Jaracza w Łodzi (1979–1981 i 1988–1992). Był także dyrektorem naczelnym i artystycznym teatrów Polskiego w Poznaniu (1981–1982), Słowackiego (1982–1985) i Starego (2002–2012) w Krakowie oraz dyrektorem artystycznym Teatru Nowego w Łodzi (1999–2002). Od 1969 do 1973 asystent w krakowskiej PWST, a w latach1998–2002 dziekan Wydziału Reżyserii Dramatu tamże. Gościnnie występował i reżyserował na wielu scenach w kraju i za granicą, m.in. w krakowskim Teatrze STU, warszawskim Teatrze IMKA i w hamburskim Pantheater Kampnagel. Współpracował z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. W Teatrze Bagatela wyreżyserował Dialogi polskie (2020), Rewizora (2021), oraz Wesele Figara (2022). 
 

Twórcy

Tłumaczenie i reżyseria

Piotr Złotorowicz

Scenografia i kostiumy

Urszula Czernicka

Reżyseria świateł

Marek Oleniacz

Konsultacje muzyczne

Artur Sędzielarz

Ruch sceniczny

Krzysztof Tyszko

Asystent reżysera/ inspicjent

Monika Handzlik

Osoby

 

Piotr Złotorowicz

Reżyser filmowy i teatralny. Urodził się w 1982 roku w Dębnie. Absolwent Automatyki i Robotyki na Politechnice Szczecińskiej. W czasie studiów na Politechnice kręcił swoje pierwsze niezależne filmy.
W 2015 ukończył studia na Wydziale Reżyserii w PWSFTViT w Łodzi.
Jego studenckie filmy były prezentowane na dziesiątkach festiwali i wielokrotnie nagradzane. Film dyplomowy Matka Ziemia, miał premierę na 67 Festiwalu Filmowym w Locarno, gdzie zdobył wyróżnienie młodego jury.
Piotr Złotorowicz był nominowany do nagrody „Bo Warto” Radia RMF Classic. W 2012 r. zdobył „Talent Radiowej Trójki” w kategorii Film. W 2019 r. Jako reżyser teatralny zadebiutował w Teatrze Polonia monodramem w wykonaniu Rafała Mohra pod tytułem Wszystko, co najlepsze. Jego debiutem fabularnym jest poetycki film o ludzkiej pamięci Wiarołom wyprodukowanego przez Studio Munka. Światowa premiera Wiarołoma miała miejsce w styczniu 2022 na 20. Dhaka International Film Festival w Bangladeszu.

 

Autorzy

 

Sztuka „Wszystko co najlepsze” wyszła spod piór: brytyjskiego dramatopisarza, scenarzysty i reżysera Duncana Macmillana oraz aktora, performera i pisarza – Jonnego Donahoe. Współtwórcy tego przebojowego i docenionego przez publiczność tekstu, który Donahoe zagrał na scenie pond 400 razy, są czterdziestoletnimi równolatkami. Cieszący się ogromnym uznaniem, oparty na performansie spektakl – wystawiany w Barrow Street Theatre w Nowym Jorku – został przeniesiony przez HBO w 2016 roku.
Głównym tematem tekstów Macmillana są współczesne problemy społeczno-polityczne. Za sceniczną adaptację i współreżyserię (z Robertem Ickiem) orwellowskiego 1984 roku otrzymał nagrodę brytyjskiego teatru dla najlepszego reżysera w 2017 roku.
Pisząc „Wszystko co najlepsze” autor tak tłumaczył swoje ujęcie tematu depresji, która stanowi główny wątek spektaklu: „Nie jesteś sam, nie jesteś dziwny, dasz sobie radę i musisz się po prostu trzymać. To bardzo niefajne, niemodne, ale ja naprawdę tak myślę. Nie widziałem nikogo, kto omawiałby depresję samobójczą w sposób przydatny, interesujący lub trafny.”
I choć Macmillan powiedział w jednym z wywiadów także, że: „Większość tego, co chcę powiedzieć, nie jest szczególnie spójna; chodzi o próbę znalezienia formy, aby wyrazić niepokój lub obawy, które mam”, to współpraca z Donahoe przyniosła utwór klarowny, zabawny, wzruszający i terapeutyczny.

 

Twórcy

Scenariusz i teksty piosenek

Jerzy Jan Połoński

Reżyseria

Krzysztof Materna

Scenografia, kostiumy i projekcje

Katarzyna Sankowska

Muzyka

Łukasz Damrych

Choreografia

Jarosław Staniek, Katarzyna Zielonka

Reżyseria świateł​

Tomasz Wentland

Projekcje

Radek Mroczek

Przygotowanie wokalne

Anna Branny

As. reż./ inspicjent

Magdalena Gródek

Twórcy

Przekład

Rubi Birden

Autor

Jordi Galcerán

Reżyseria

Marcel Wiercichowski

Scenografia i kostiumy

Urszula Czernicka

Reżyseria świateł

Tomasz Wentland

Projekcje

Nikodem Chiniewicz

Ruch sceniczny

Jarosław Staniek

Asystent Reżysera/ Inspicjent

Magdalena Gródek

Twórcy

Autor

Wg Heinricha Hoffmanna

Reżyseria

Jacek Bończyk

Scenografia/ Reżyseria świateł

Grzegorz Policiński

Kostiumy

Anna Sekuła

Muzyka

Marek Materna
Dawid Sulej Rudnicki

Choreografia

Inga Pilchowska

Asystent reżysera/ Inspicjent

Joanna Jaworska

W nagraniu muzyki do spektaklu wziął udział zespół Kometa Suleja w składzie:
 

Aleksandra Owczarek – skrzypce
Krzysztof Bolek – gitary
Burt Clavy – trąbka
Grzegorz Bąk – kontrabas, gitara basowa
Michał Peiker – perkusja
Katarzyna Stępień – elektronika
Dawid Sulej Rudnicki – fortepian, instrumenty klawiszowe

Osoby

 
 
Jacek Bończyk

Autor tekstów piosenek, scenarzysta i reżyser spektakli muzycznych, aktor i piosenkarz. Autor polskiej wersji językowej wielu piosenek w filmach, m.in.: Shrek, Niedźwiedź w wielkim niebieskim domu, Mała Syrenka. Wokalista i gitarzysta formacji rockowych: Bończyk/Krzywański oraz Nowe Sytuacje. Uczestnik festiwali i zdobywca wielu nagród, z których najważniejsze to: Grand Prix na XVI Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Francuskiej w Lubinie oraz Grand Prix na XXI Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

Od 2010 roku – członek Rady Artystycznej Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. W latach 2013 – 2016 był twórcą i dyrektorem artystycznym Festiwalu Twórczości Wojciecha Młynarskiego. Od 2016 roku – wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej.

W marcu 2017 roku, podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, Kapituła Nagrody im. Aleksandra Bardiniego przyznała Jackowi Bończykowi – Dyplom Mistrzowski.

Ma na swoim koncie kilkanaście płyt i recitali, m.in. Piosenki kilku Francuzów (2000), Następny (2001), Tango Kameleon (2002), Depresjoniści (2005), Raj (2008), Recital na piano i bass (2009), Dzieci Hioba (2010), Ideologia snu (2010), Mój Staszewski (2012), Resume z wątkiem kosmicznym (2013), Czarno-białe ślady (2014), Kaczmarski – subiektywnie (2016), ABSOLUTNIE, czyli Bończyk śpiewa Młynarskiego (2018) oraz Licencja na lirykę (2022).

Pisze teksty dla różnych wykonawców piosenki, m.in. dla Katarzyny Groniec, Anny Guzik, Michała Bajora oraz Mirosława Czyżykiewicza.

Od kilku lat spełnia się także w roli scenarzysty i reżysera koncertów oraz twórcy spektakli teatralnych, takich jak m.in.: Terapia Jonasza w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, Obywatel w Teatrze im. Horzycy w Toruniu, Kot w butach, Walc na trawie, Nie dorosłem w stołecznym Teatrze Syrena, Singielka oraz Singielka 2, czyli Matka Polka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, Zorro oraz Cyrano w Teatrze Muzycznym w Łodzi, Jacek Kaczmarski. Lekcja historii w warszawskim Teatrze Ateneum, Młynarski obowiązkowo w Teatrze 6 piętro w Warszawie, Walc kameralny czyli Pan Wasowski mniej znany w Teatrze Muzycznym w Toruniu, Młody Frankenstein, a także Jak odnieść sukces w biznesie zanadto się nie wysilając oraz Cabaret w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. W latach 2020/2021 reżyserował Róbmy swoje… w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, Piosenka jest dobra na wszystko w Teatrze Muzycznym w Łodzi oraz Kasta la vista w Teatrze Polskim we Wrocławiu. W 2022 roku zrealizował spektakl Misja: Młynarski w warszawskim Teatrze Ateneum, a ostatnio Kontrabasistę w toruńskim Teatrze Muzycznym.

Jest pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym Festiwalu Twórczej Wyobraźni w wałbrzyskiej Starej Kopalni, który ma za sobą dwie bardzo udane edycje (2022/2023).

 

Marek Materna

Absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, pianista i kompozytor muzyki teatralnej i rozrywkowej.
Związany z wrocławskim kabaretem Elita komponował muzykę m.in. do piosenek Jana Kaczmarka, a w Teatrze Kalambur do tekstów Artura Kusaja.
Błyskotliwy o ogromnym talencie intelektualista, tak Marka Maternę wspomina Stanisław Szelc, związany był także z krakowską Rotundą, Nowym Żaczkiem i kabaretem KIT.
Akompaniował Zbigniewowi Wodeckiemu i wielu gwiazdom polskiej sceny rozrywkowej. Laureat Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie.

 
Heinrich Hoffmann

Heinricha Hoffmanna (1809—1894) koledzy z czasów studiów medycznych nazywali „Królikiem”. Przezwisko zawdzięczał temu, że zamiast uczestniczyć w tradycyjnych męskich rozrywkach studenckich, wybierał samotne wycieczki po górskich szlakach. Lekarz, indywidualista,
o demokratycznych poglądach, za swój największy sukces uważał powołanie do życia we Frankfurcie nad Menem szpitala psychiatrycznego, a nie twórczość literacką.

Choć Hoffmann odniósł ogromną popularność jako autor zbioru wierszyków dla dzieci Der Struwwelpeter (Staś Straszydło), sam najbardziej był dumny z rewolucji jakiej dokonał w postrzeganiu ludzi chorych psychicznie, którzy wcześniej uważani za co najmniej „opętanych”, wreszcie doczekali się, by traktować ich jako osoby chore, czyli wymagające opieki i specjalistycznego leczenia.

Troskliwy mąż i kochający ojciec trójki dzieci, dla jednego z nich — Carla Philipa — napisał zabarwione czarnym humorem wiersze o konsekwencjach bycia nieposłusznym. A utwór Pawełek wiercipięta z tomu Der Struwwelpeter — uznawany jest za przykład literackiej alegorii dziecka
z ADHD*1.

Niemniej to nie obserwacje medyczne skłoniły Hoffmanna do napisania zbioru wierszy. Impulsem do ich stworzenia był brak odpowiedniej literatury pisanej specjalnie dla młodego odbiorcy. Dominujące na ówczesnym rynku wydawniczym pozycje dla dzieci ociekały topornym, mało finezyjnym dydaktyzmem. Ponieważ Hoffmann miał już za sobą literacki, dobrze przyjęty debiut Das Breviarium der Eh (1833), a pisanie — obok medycyny — było jego pasją, stworzył wiersze, które przebojem podbiły Europę. Popularność Stasia Straszydło” (1844), wydanego pod pseudonimem, bo autor lirycznych poematów niekoniecznie chciał być kojarzony z „wierszykami dla dzieci”, przerosła najśmielsze oczekiwania zarówno Hoffmanna, jak i wydawcy.

Tłumaczone na wiele języków wiersze, zawdzięczają swoją długowieczną sławę potężnej dawce absurdu. W tych rymowankach kara za drobne dziecięce przewiny jest tak drastyczna i niewspółmierna do występku, że musi budzić śmiech.

Autorska książka Hoffmanna, do której pisarz sam wykonywał ilustracje, prezentuje utwory na swój czasy oryginalne i zaskakujące ze względu na nowatorski sposób podejścia do praktykowanej dydaktyki. Ich „czarna” atrakcyjność polegała (polega w dalszym ciągu) na kontraście między elementami horroru i humoru. Wydaje się jednak, że na pierwszym planie jako środek dotarcia do czytelnika znajdował się, a dzisiaj na pewno znajduje — humor.

Przerysowanie sytuacji i użycie czystego pure nonsensu ubrane w zgrabne i dobrze spointowane rymy — musiało być zabawne. Literaturoznawczyni, badaczka Złotej różdżki — taki tytuł nosił pierwszy polski przekład bajek Hoffmanna — Joanna Dybiec-Gajer, swojej pracy na ich temat nadała intensywnie trafny tytuł: Złota różdżka — od książki dla dzieci po dreszczowiec raczej dla dorosłych. Ten przytoczony tytuł doskonale podsumowuje zjawisko popularności Hoffmannowskich tekstów. Utwory Hoffmanna, które sam nazywał „uciesznymi”, potrafią bawić zarówno 10 latka, jak i rodzica, czy dziadka. Oczywiście ich odbiór odbywa się na stosownych — do wieku i erudycji — poziomach, niemniej gęstość makabrycznego humoru jest tak dosadna, że chyba nikt nie czyta tych wierszy dosłownie. Bo nie tylko dzieciństwo jest królestwem śmiechu. Dorosłość ma też do niego prawo.

Magdalena Musialik

 

*1. Psychiatrzy dziecięcy w ogóle wskazują zbiór Hoffmannowych wierszy, jako opisy wielu opozycyjno-buntowniczych zaburzeń zachowania. Historia zaburzenia hiperkinetycznego (ADHD) na świecie i w Polsce, Izabela Gorzkowska, Samochowiec, Katedra i Klinika Psychiatrii PUM w Szczecinie.

 

Bajki dla wielu

 

Jacek Bończyk — reżyser spektaklu mówi, że: „Bajki dla niegrzecznych” to spektakl spod znaku makabreski, czarnego humoru i surrealistycznej dydaktyki.

Wczytując się uważnie w tytuł nie widzimy dopisku: „dla niegrzecznych dzieci” lub „ dla niegrzecznych dorosłych”, bo z założenia to pełne piosenek i tańca przedstawienie jest dla widzów w każdym wieku. Trzeba bowiem pamiętać, że stare XIX-wieczne teksty, na pozór przerażające, były pisane z dystansem, który cechuje między innymi psychiatrów, takich jak autor — Heinrich Hoffmann.

Biorąc pod uwagę, że utwory Hoffmanna w dzisiejszej rzeczywistości mogą się wydawać, mimo niewątpliwych wartości artystycznych, nieco anachroniczne i odległe w czasie, postanowiłem stworzyć klamrę spinającą pomysł realizacyjny — mówi Jacek Bończyk. Dopisałem zatem kilka nowych tekstów, które wyraźnie sygnalizują czasy współczesne. Starałem się, by były i utrzymane w duchu dydaktycznym, i by były ironiczne. Na przykład „List do widza teatralnego” jest takim wyraźnie połajankowo — dowcipnym przypomnieniem na czym polegają np. podstawy teatralnego savoir vivre’u.

Widzu szanowny, coś kupił bilet
W „onlajnie” albo też w kasie
Uprzejmie proszę, byś choć przez chwilę
Nie sprawdzał czy sieci masz zasięg (…).

Do moich tekstów muzykę skomponował Dawid Sulej Rudnicki, który także jest autorem wszystkich aranżacji i odpowiada za kierownictwo muzyczne. Wierszom, które wyszły spod pióra Hoffmanna towarzyszy napisana na początku lat dziewięćdziesiątych muzyka Marka Materny.
Piękną, wymagającą choreografię, wykonywaną na tle scenografii Grzegorza Policińskiego, przygotowała Inga Pilchowska. W kostiumy aktorów ubrała niezastąpiona Anna Sekuła. Wymieniam twórców przedstawienia z prawdziwą satysfakcją, bo jest to kolejna moja realizacja z tym sprawdzonym i fantastycznym teamem.
Ktoś mnie kiedyś zapytał, który z wierszy Hoffmanna jest moim ulubionym. No więc lubię je wszystkie, ale ukochaną kwintesencją tego co mnie bawi, a do tego jest perfekcyjnie ułożonym w rytmie wierszem jest: „Nieudany spacer dzieci”. Lubię w nim – między innymi – celnie zastosowane zdrobnienia, których tak często używają dzieci. A więc mamy i wiaterek i nóżki i paluszki, a także Beatkę, Jasia, Józia i Dziunię. Wszystkie deminutywy, a także spieszczenia cudownie uwypuklają grozę kolejnych wydarzeń, które dzieją się w tej – jakże uroczej – makabresce. To literacki majstersztyk.
Mam nadzieję, że zaproponowana przeze mnie forma rozśpiewanego i roztańczonego spektaklu przypadnie do gustu młodszej, jak i już tej całkiem dojrzałej widowni.

/wysłuchała Magdalena Musialik/

 

Zwiastun spektaklu „Zimne ognie”

Twórcy

Autor

Maciej Sajur

Konsultacje

Jakub Klimaszewski
Robert Łęcki

Scenografia i kostiumy

Natalia Paczkowska

Muzyka

Urszula Chrzanowska

Choreografia

Aneta Jankowska

Reżyseria świateł

Tomasz Wentland

Asystent reżysera

Magdalena Gródek
Karolina Olszewska

Inspicjent

Magdalena Gródek

Projekcje

Radek Mroczek

Ze specjalnym udziałem pracowników teatru

Szymon Kapcia

Paweł Krzęciasz

Tomasz Smuła

 

 

 

Teatr, jazz i dym z papierosa

Z Maciejem Sajurem rozmawia Magdalena Musialik

 

– Jesteś aktorem, reżyserujesz, masz zajęcia ze studentami. To sporo aktywności, a postanowiłeś jeszcze napisać sztukę teatralną.

– Pisanie, to moja duża, trochę skrywana przez wiele lat, pasja. W szufladzie mam wiele szkiców, pomysłów, niedokończonych lub dokończonych scenariuszy (w tym jeden scenariusz do półmetrażowego filmu). Wynika to chyba z wrodzonej potrzeby uruchamiania w życiu stuprocentowej kreatywności. Kiedy akurat w teatrze nie jestem w próbach lub mam przerwę w zajęciach w szkole teatralnej, pojawia się odrobina czasu i pisanie jest w pewnym sensie formą odpoczynku. A co konkretnie skłoniło mnie do napisania „Zimnych ogni”? Zaproszenie do wystawienia własnej sztuki, które otrzymałem od dyrektorów Teatru Bagatela – Andrzeja Wyrobca oraz Krzysztofa Materny.
To historia „lawinowa”: na zajęciach II roku w AST w Bytomiu skonstruowałem ze studentami scenariusz na zajęciach ze scen improwizowanych. Wyszedł z tego bardzo ciekawy egzamin, po którym od władz uczelni dostałem propozycję wyreżyserowania dyplomu. Pomyślałem wtedy, że jest to wspaniała okazja, żeby móc wystawić własny tekst i wraz z moim przyjacielem Kubą Klimaszewskim napisaliśmy wspólnie sztukę „Do jutra, do jutra!”. Powstał z tego piękny i szalony spektakl, który – na moje szczęście – dyrektorzy oraz kilkoro pracowników Teatru Bagatela zobaczyło w Bytomiu. Po obejrzeniu tego przedstawienia dostałem propozycję wystawienia czegoś swojego w krakowskim teatrze. To uruchomiło kolejny pomysł i tak oto powstały „Zimne ognie” – scenariusz skrojony specjalnie dla moich koleżanek i kolegów z zespołu oraz pracowników teatru

– Napisałeś rzecz, która się dzieje w teatrze. Wybrałeś teatr, bo to miejsce z jego uwodzącą specyfika jest ci najlepiej znane?

– Sztuka z założenia miała być o teatrze. Miała być pewnego rodzaju odkryciem intymności tego miejsca przed widzem. Mam do teatru zarówno dużo miłości, jak i dużo dystansu. Spędziłem w nim przez ostatnie 10 lat więcej czasu niż z własną żoną. Ta relacja jest z założenia specyficzna, trudna, szczególna, i przede wszystkim bardzo ważna. Istotną informacją jest to, że w scenariuszu umieściłem bardzo wiele wydarzeń, które miały miejsce w rzeczywistości.

– Sztuka, którą próbują aktorzy toczy się w Stanach Zjednoczonych w połowie lat 50. ubiegłego wieku. Dlaczego wybrałeś właśnie ten okres?

– Lubię łączyć ze sobą dwa, zupełnie niezależne światy i szukać pomiędzy nimi konotacji. Filmy noir z lat 40/50 uwielbiam i mam do nich słabość. Mają w sobie klimat, budują napięcie, są to rzeczywistości wypełnione niezwykle silną atmosferą. I tak – krok po kroku – fikcyjna, osadzonaw latach 50-tych historia rodziny Harrington, związana z mrocznymi tajemnicami domu, połączyła mi się w głowie z historią reżysera, który tworzy spektakl pod presją własnych problemów. W ten sposób mogłem spełnić jednocześnie dwa marzenia: napisać sztukę osadzoną w klimacie jazzu, płaszcza i dymu z papierosa, a jednocześnie opowiedzieć o teatrze i pokazać pełne dystansu spojrzenie na procesy, które w nim obserwuje.

– Jednym z twoich bohaterów są pracownicy techniczni. Ludzie teatru wiedzą, że bez ich pracy i obecności nic w teatrze nie powstanie. To rodzaj hołdu?

– Hołd to może za duże słowo. Niemniej absolutnie doceniam i podziwiam pracę wszystkich osób w teatrze. Jego zdrowe funkcjonowanie jest zależne od ogromnego wysiłku wielu pracowników. Poczynając od pracowni stolarskiej, plastycznej czy krawieckiej, a kończąc na pracy inspicjentek, akustyków, elektryków czy panów montażystów. Zdaję sobie sprawę z realnego problemu, jakim jest niedofinasowanie teatrów w Polsce i świadomość, że wszyscy ci ludzie często pracują za naprawdę niewielkie pensje Jestem szczególnie pełen uznania wobec tego, jaki ci ludzie, a szczególnie osoby pracujące w Bagateli mają szacunek do własnej pracy. Momentem przełomowym był dla mnie spektakl „Pensjonat pana Bielańskiego” w Bagateli, podczas, którego chyba ośmiu panów montażystów wykonuje w ciągu kilku minut pełną zmianę scenografii. Dzieje się to przy zasłoniętej kurtynie. Kilkakrotnie obserwowałem ten obraz i za każdym razem myślałem, że jest to nieprawdopodobna, piękna choreografia, którą panowie precyzyjnie wyćwiczyli. Ta zmiana dekoracji robi na mnie za każdym razem takie wrażenie, że wielokrotnie myślałem w trakcie o tym, że naprawdę szkoda, że widz nie może tego zobaczyć. No i tak postanowiłem zrealizować jeszcze jedno małe marzenie i umieścić w „Zimnych ogniach” taką scenę, żeby widownia mogła zobaczyć, w jaki sposób się to odbywa i ile pracy wymaga precyzyjna zmiana.

– Tworząc przewrotny, zabawny i nierzadko wzruszający tekst, wyznaczyłeś twórczyni scenografii masę wyzwań. Nie łatwo zaprojektować dekorację do takiego scenicznego szaleństwa.

– Twórczynią scenografii jest genialna Natalia Paczkowska. Poznaliśmy się przy okazji robienia spektaklu dyplomowego w AST. Tam na potrzeby projektu, stworzyła łatwo przenośnią, złożoną z wielu modułów, przepiękną konstrukcję, która po złożeniu ważyła 1,5 tony i była prawdziwym (w dodatku funkcjonalnym) dziełem sztuki. Natalia zrobiła tę scenografię za naprawdę minimalny budżet, konstruując ją głównie z odpadów (kawałków mebli itp.). Kiedy zobaczyłem ten szalony projekt, myślałem, że jest to niemożliwe. Później, widząc to na żywo, absolutnie się wzruszyłem, bo wyglądał jeszcze piękniej i bardziej zjawiskowo niż na projekcie. Naprawdę szkoda, że ta scenografia nie została wystawiona gdzieś na konkurs lub po prostu nie stanęła w Muzeum Sztuki Współczesnej.
W przypadku „Zimnych ogni” mam dokładnie takie samo wrażenie. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem scenografie „na żywo”, to było dla mnie ogromne przeżycie.
Natalia jest niezwykle czujna i słuchająca. Wielokrotnie czytała mój scenariusz, była obecna przy wszystkich jego zmianach, często mogłem konsultować z nią różne elementy świata i też sam czasami dostosowywałem swój pomysł do jej propozycji, których staram się zawsze uważnie słuchać. I tak po raz kolejny Natalia stworzyła świat, który idealnie oddaje to, co próbowałem sobie od początku wyobrazić. Myślę, że teraz, znając już dobrze jej gust, estetykę i rozumiejąc chęć i głód kolejnych wyzwań – nie zaprosiłbym jej do projektu, który byłby „nudny”. Jeśli zgodziłaby się kiedyś ze mną jeszcze popracować – z pewnością zrobi to tylko w przypadku, jeśli będzie mogła mieć naprawdę wyjątkowe, ambitne zadanie. I może właśnie ta ambicja, na którą sam trochę „choruję” powoduje, że tak dobrze rozumiemy się w pracy.
Mówiąc o scenografii, trzeba pamiętać o tym, że sam projekt to jedno, ale wykonanie go, to zupełnie inna sprawa. Można mieć genialny projekt, ale np. niemożliwy do zrealizowania w danej przestrzeni lub też słaby projekt, a zrobić jego jakość dopiero w pracowniach. Stworzenie scenografii do „Zimnych ogni”, to oprócz znakomitego projektu Natalii, tak naprawdę praca wielu utalentowanych i doświadczonych ludzi.
Czuwający nad wszystkim kierownik techniczny Robert Łęcki bardzo nas wspierał i był tu dla nas niezbędny, ponieważ już na wczesnym etapie pracy mogliśmy konsultować z nim cały projekt. Na długo zapamiętam też taki moment z tygodnia przed premierą, kiedy podczas stawiania scenografii siedziałem na widowni i poprawiałem jeden z monologów w spektaklu. W tym samym czasie przez kilka godzin pani Beata Klimkowska – Stabryła z pracowni plastycznej patynowała tapetę na ścianie i sprawiła, że zaczęła ona wyglądać, jak naprawdę stary, niszczejący dom.
Teraz, oglądając ten spektakl, cały czas widzę to miejsce i wiem, że pokój, w którym siedzą aktorzy ma niezwykłą atmosferę nie tylko dzięki ich grze, ale właśnie m.in. dzięki pani Beacie. Gdyby nie tego typu praca, w którą naprawdę wielu ludzi włożyło ogrom serca, to nie mielibyśmy żadnych szans na zrealizowanie tak bardzo wymagającego projektu.
I tu w imieniu swoim i Natalii – bardzo wszystkim za to dziękuję.

– Spektakl, to nie tylko słowo, dekoracje, ale również muzyka i choreografia. Zaprosiłeś do pracy Urszulę Chrzanowską, która na potrzeby Zimnych ogni skomponowała muzykę. Nad choreografią czuwała Aneta Jankowska.

– Z Ulą współpracuję po raz kolejny. Ula jest geniuszem – to zdanie wielokrotnie padało podczas prób. Ula tworzy dźwięki i myśli o muzyce w sposób, który czasami sięga daleko poza moją percepcję. Udźwiękowiła niemal całe przedstawienie, a także skomponowała kilka utworów do moich tekstów (m.in. arię operową!). Do stworzenia choreografii zaprosiłem Anetę Jankowską, która opracowała ją w sposób niezwykły. Także i na jej głos doradczy mogłem liczyć. Bardzo doceniam możliwość spotykania takich artystów na swojej drodze.

– Za tym, by „Zimne ognie” powstały, stoi sztab ludzi…

Wielokrotnie będę podkreślał, że najważniejszą dla mnie cechą „projektu” Zimne ognie jest jego kolektywność. Miałem szczęście, że udało mi się zaprosić do współpracy takich twórców, którzy realnie mogli mieć wpływ na kształt spektaklu i wnosić do niego swoją jakość.

– Pisząc Zimne ognie wiedziałeś, że będziesz je reżyserować?

Nigdy nie pisałem nic na czyjeś zamówienie. Myślę, że dobrze reżyseruje się własną sztukę. W trakcie pisania autor wiele dowiaduje się o bohaterach, których tworzy, o relacjach między nimi i ich konstrukcjach psychologicznych. Dzięki temu o wiele łatwiej jest potem prowadzić na próbach aktorów. Na wiele słusznych pytań miałem gotowe odpowiedzi, ponieważ podczas pisania sam, jako aktor, sobie je zadawałem.

– No i pytanie, które się ciśnie na usta: jak reżyseruje się kolegów? Potrafili ci zawierzyć?

– Od pierwszej próby czułem, że moim koleżankom i kolegom spodobał się ten projekt. Na każdym etapie pracy zespół artystyczny dawał z siebie naprawdę dużo i prawdę
mówiąc ani razu nie przeszła mi przez głowę myśl, że reżyseruję kolegów i że to może nie być wcale takie proste i oczywiste. Może szybko wyczuli moje przygotowanie, zaangażowanie i to dało im poczucie bezpieczeństwa, że są prowadzeni w określonym kierunku. A jeśli od początku do końca wszyscy razem wiedzą, czego chcą i każdy ma to samo pragnienie – zrobić dobry i mądry spektakl, to współpraca układa się znakomicie, za co moim utalentowanym koleżankom i kolegom bardzo serdecznie dziękuję.

– Podkreślasz także, jak ważne były dla ciebie konsultacje z Kubą Klimaszewskim i Robertem Łęckim.

– Z Kubą Klimaszewskim konsultowałem scenariusz od samego początku. Dało mi to poczucie bezpieczeństwa i ogromnego wsparcia. Cenię gust Kuby; jego wrażliwość, czucie aktorów i tematów. Kuba to „drugi mózg”. W końcowym etapie pracy pojawiał się czasami na próbach i jego świeże spojrzenie na scenę było bardzo cenne. Z Robertem Łęckim (kierownikiem technicznym Teatru Bagatela) z kolei konsultowałem kwestie techniczne. Spotykaliśmy się w momencie, kiedy scenariusz oraz projekt scenografii dopiero powstawał. Robert pomógł mi i scenografce poznać specyfikę sceny. Uświadamiał nas, gdzie nasz projekt może przekroczyć możliwości techniczne. Wskazywał rozwiązania. Jego ogromne doświadczenie i wiedza idealnie dopełniły nasz projekt. Ostateczny kształt scenografii „Zimnych ogni” był możliwy dzięki wzajemnemu rozumieniu całej naszej trójki.

– Czym jest poczucie humoru?

– Jest niezbędnym, obowiązkowym elementem życia i sztuki. Największe dramaty zawsze zawierają w sobie kroplę poczucia humoru. Humor sprawia, że w odbiorze sztuki pojawia się rodzaj „uwolnienia” i „oddechu” w ramach, którego mogą zaistnieć inne emocje. A w życiu poczucie humoru jest dla mnie priorytetowe, niezależnie od sytuacji. Tylko tak jesteśmy w stanie poradzić sobie z trudnościami.
Właśnie uświadomiłem sobie, że ta wypowiedź nie zawiera w sobie nawet grama poczucia humoru… Chyba powinienem zacząć się martwić. To pewnie przez zmęczenie premierą.
Ale może jeszcze odwołają, to wszystko wróci do normy…

 

 
Spektakl bierze udział w 30. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej

 

 

    

 

 

 

Ogólnopolski Konkurs na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej ma na celu nagradzanie najciekawszych poszukiwań repertuarowych w polskim teatrze, wspomaganie rodzimej dramaturgii w jej scenicznych realizacjach oraz popularyzację polskiego dramatu współczesnego. Konkurs organizowany jest przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie.
W I etapie Konkursu spektakle ocenia Komisja Artystyczna w składzie: Jacek Sieradzki (przewodniczący), Dominik Gac, Piotr Hildt, Anna Jazgarska, Szymon Kazimierczak, Andrzej Lis, Wanda Świątkowska.

Twórcy

Autorzy

Sławomir Mrożek
Andrzej Saramonowicz

Reżyseria

Andrzej Saramonowicz

Scenografia, kostiumy i projekcje

Aleksander Janicki

Muzyka

Maria Anna
Janicka-Kordasz

Choreografia

Kaja Walden

Reżyseria świateł

Marek Oleniacz

Asystent reżysera/ inspicjent

Monika Handzlik

Osoby

 
 
Andrzej Saramonowicz (ur. 1965 w Warszawie) – reżyser, scenarzysta, pisarz, dramaturg i dziennikarz. Autor największych polskich hitów komediowych w XXI w. (m.in. „Ciało”, „Testosteron” i „Lejdis”). W 2022 po dziesięcioletniej przerwie nakręcił film „Bejbis”. Wydał dwie powieści („Chłopcy” w 2015 i „Pokraj” w 2018), które stały się bestsellerami. Członek zarządu Gildii Reżyserów Polskich.

Zaliczany do najchętniej czytanych i najwyrazistszych niezależnych publicystów w kraju. Jego teatralny „Testosteron” – od wielu lat grany nieustannie w kilkunastu krajach – jest jedną z najpopularniejszych polskich sztuk na świecie. W Teatrze Bagatela gramy go z powodzeniem przez długie osiemnaście lat.

 

 

Twórcy

Autor

Jakub Morawski

Adaptacja i teksty

Krzysztof Materna

Reżyser

Krzysztof Materna

Scenografia

Katarzyna Sankowska

Muzyka

Jacek Ostaszewski

Kierownik muzyczny

Artur Sędzielarz

Choreografia

Jarosław Staniek, Katarzyna Zielonka

Reżyser świateł

Marek Oleniacz

Reklamy Ptaszków

Michał Materna

Asystentka reżysera, inspicjentka

Magdalena Gródek