- Strona główna
- / Repertuar
- /Ryzykowna forsa
Aby edytować te informacje przejdź do podstawowej edycji.
Ryzykowna forsa
Czy da się żyć na koszt opieki społecznej, zarabiając rocznie dwadzieścia pięć tysięcy funtów bez podatku? Wymaga to sporej kreatywności i żelaznych nerwów, ale jest możliwe, dopóki nie zainteresuje się tym urząd skarbowy. Bohater Ryzykownej forsy żyje sobie spokojnie na koszt państwa. Ale już wkrótce jego spokój zostanie brutalnie zakłócony, w dodatku żona zacznie podejrzewać go o transwestytyzm…
Opis spektaklu: Autorem sztuki jest Michael Cooney, syn Raya, twórcy słynnej od dziesięcioleci sztuki Mayday! Ryzykowna forsa, choć jest komedią, opowiada początkowo dramatyczną historię bezrobotnego Eryka Swana, którego przypadek pchnął na drogę oszustwa. Czy bohater zostanie zdemaskowany i ukarany?
Czas trwania spektaklu: 135 minut (1 przerwa)
Premiera: 29 grudnia 2018
Zagrany 108 razy
Galeria
(11 zdjęcia)Twórcy
Reżyseria
Paweł Pitera
Tłumaczenie
Elżbieta Woźniak
Scenografia
Joanna Schoen
Reżyseria świateł
Marek Oleniacz
Asystent reż./ inspicjent/ sufler
Monika Handzlik
Oprawa muzyczna
Monika Handzlik
Obsada
Krzysztof Bochenek
—
Eryk Swan
Urszula Grabowska-Ochalik
—
Linda Swan
Lidia Olszak
—
Linda Swan
Michał Kościuk
—
Norman Basset
Marek Kałużyński
—
Norman Basset
Przemysław Branny
—
Pan Jenkins
Tomasz Lipiński
—
Pan Jenkins
Piotr Różański
—
Wujek George
Paweł Sanakiewicz
—
Wujek George
Izabela Kubrak
—
Sally Chessington
Małgorzata (Weronika) Piskorz
—
Sally Chessington
Izabela Kubrak
—
Brenda Dixon
Sławomir Sośnierz
—
Dr Chapman
Piotr Urbaniak
—
Dr Chapman
Marek Bogucki
—
Pan Forbright
Jakub Bohosiewicz
—
Pan Forbright
Katarzyna Litwin
—
Pani Cowper
Ewa Mitoń
—
Pani Cowper
Natalia Hodurek
—
Brenda Dixon
Kamila Pieńkos
—
Brenda Dixon
Ryzykowna forsa – rozmowa z reżyserem
– Kiedyś usłyszałam, jak pan mówił, że nie lubi, kiedy aktorzy starają się bronić ról granych w farsach. Dlaczego?
– Dalej stoję na tym stanowisku. Dawno temu, w jakimś nie za dużym teatrze, przygotowywałem farsę. I miałem tam wielopłaszczyznową, długą i do niczego nie prowadzącą rozmowę z jedną z aktorek. Ta pani, mocno starsza dama, broniła – hamletyzując przy tym nadmiernie – swojej postaci. Nie brała pod uwagę tego, jak autor napisał tę postać, dlaczego jest taka, a nie inna, jaką pełni funkcję w dramaturgicznej strukturze sztuki. Na siłę chciała ze swojej bohaterki uczynić co najmniej słodką, dobrą i powszechnie kochaną postać. Wtedy, z lekka zirytowany, powiedziałem jej, że polską aktorkę poznaje się – oczywiście czasami – po tym, że stara się za wszelką cenę bronić farsowej postaci. A tu nie ma czego bronić, to nie ma sensu. Trzeba brać materiał, zawierzyć autorowi oraz reżyserowi i grać.
– W takim razie proszę powiedzieć, jakich wskazówek udziela pan aktorom, tłumacząc sens bycia-życia ich scenicznych bohaterów?
– Zacznę w ten sposób: polski teatr po II wojnie światowej przechodził różne dziwaczne koleje losu. Dotknęły go najrozmaitsze kretynizmy, z którymi w cywilizowanym teatralnym świecie się uporano. Jednym z owych niezrozumiałych dla mnie dziwactw było stanowisko głoszące, że nie istnieje emploi aktorskie. Każdy zagra każdego. Dobrze, że nie wiedzieli o tym na świecie i Danny DeVito nie został obsadzony w roli Conana Barbarzyńcy. Skutki takich właśnie guseł i wierzeń ludowych widać w wielu źle obsadzanych rolach. Ja natomiast uważam, że emploi jest ważne i nie można od niego uciekać. Wiem, że określenie „emploi” było wręcz zakazane i używali go jedynie ludzie niegodni wejść do świątyni sztuki teatralnej, ale między innymi i dlatego ja je stosuję. Emploi pozwala aktorowi łatwiej wejść w rolę, jest trampoliną, by precyzyjniej kreować to, co zapisane w tekście. Reasumując: po pierwsze uważam, że aktorów powinno się obsadzać, biorąc pod uwagę ich emploi, a po drugie trzeba dokładnie czytać, co jest zapisane w scenariuszu. Bo muszę wyjaśnić, że jestem wyjątkowo twardym, wręcz nudnym w swoim uporze przeciwnikiem poprawiania autorów. A wic polega na tym, że trzeba zagrać, to, co jest napisane. Jak się ma inny pomysł, należy samemu natychmiast zabrać się za dramatopisarstwo.
– Słowem, nie poprawia pan tekstów?
– Nie, choć czasami się zżymam na jakość tłumaczeń. Angielski jest moim drugim językiem, więc czasami widzę niezgrabności przekładów, ale to nie znaczy, że pracuję za tłumacza. Zdarza mi się coś poprawić, bo wiem, że to lepiej brzmi, albo jest ściślejszym, bardziej precyzyjnym określeniem, niemniej robię to bardzo rzadko i z obrzydzeniem. Podoba mi się system pracy, notabene stosowany kiedyś przez Rosjan, gdy utwór opracowuje dwóch tłumaczy. Pierwszy robi rzetelny przekład, a drugi jest autorem jego literackiej wersji. Nie każdy przecież ma dar wyczucia paradoksu, żartu słownego, ironii.
– Skoro padło słowo „żart”, to proszę powiedzieć, która z fars jest panu bliższa: angielska czy francuska?
– Zdecydowanie angielska, bo ma charakter filmowy. Jest sytuacyjna. Nie odmawiam jej, oczywiście dowcipnych, ciętych dialogów, ale śmiech wywołuje przede wszystkim filmowa, fabularna, mająca początek, środek i koniec sytuacja. Jak by pokusić się o zmierzenie budowy angielskiej farsy, to wychodzi, że trzydzieści–czterdzieści procent żartów wynika z tego, że „coś się dzieje”. W farsie francuskiej dominuje dialog. Oparta na słowie, jest gatunkiem zdecydowanie bardziej teatralnym, tutaj w znaczeniu: statycznym. Może dlatego wolę francuskie komedie niż te angielskie. Ale jeśli chodzi o klasyczną farsę – stawiam na Brytyjczyków.
– Praca nad Ryzykowną forsą to praca z bardzo dużym zespołem aktorskim. Przecież – jak to jest w zwyczaju Bagateli – mamy do czynienia z podwójną, łącznie osiemnastoosobową obsadą. Jak sobie pan z tym radzi?
– Tym razem, w przeciwieństwie do poprzednich realizacji w Teatrze Bagatela, nie pracuję równolegle z dwiema obsadami. No może teraz zaczynamy delikatnie pracę z głównymi rolami drugiej obsady, ale spełniono podstawowy warunek: zarysowana i stworzona została inscenizacja i interpretacja postaci dla pierwszej obsady. Przygotowujemy więc właściwie dwa przedstawienia. Zawsze uważałem, że każdy z aktorów ma prawo do własnej interpretacji postaci. I bardzo chętnie zobaczę, a i widzowie może też, że jest dwóch różnych Normanów czy Eryków. Oczywiście obie te postaci muszą się poruszać w określonych czy nakreślonych wcześniej ramach sytuacyjnych, ale jak i czym je wypełnią, będzie zależeć od ich indywidualności.
– Reżyseruje pan farsy, bo…?
– …bo robię wyrafinowane i dość mądre dokumentalne, fabularyzowane filmy historyczne. Farsy zaś reżyseruję dla kontrapunktu, albowiem zmienność upraw artystycznych jest ze wszech miar wskazana. No i najważniejsze: w kraju naszym nie zdarzy mi się realizować tak genialnie napisanych scenariuszy. Lubię ten gatunek i cenię sobie wielce taką sceniczną literaturę, jak Ryzykowna forsa. To dla mnie przyjemność, radość i szczęście. I równie wielką radością, przygodą i szczęściem jest praca z zespołem, z którym tę farsę przyszło mi kreować.
rozmawiała Magdalena Musialik