Aby edytować te informacje przejdź do podstawowej edycji.

Aplaus:
applaus icon
applaus icon
applaus icon
applaus icon
applaus icon
5.0
0:00
min

Dialogi  polskie

czyli Rozmowy prawdziwych
Polaków z Gombrowiczem
Autor:

Witold Gombrowicz,
Henryk Rzewuski,
Jędrzej Kitowicz

Reżyseria:

Mikołaj Grabowski

Dialogi polskie czyli Rozmowy prawdziwych Polaków z Gombrowiczem na podstawie tekstów Witolda Gombrowicza, Henryka Rzewuskiego i Jędrzeja Kitowicza. Polskość – to stan duszy i umysłu, i nikt nie zna go lepiej niż Gombrowicz, a tym bardziej Gombrowicz w reżyserii i wykonaniu Mikołaja Grabowskiego! Tym bardziej, że do dialogu z Gombrowiczem reżyser zaprosił dwóch wielkich znawców polskiej Sarmacji: Henryka Rzewuskiego i Jędrzeja Kitowicza. Z tego groteskowego zestawienia może wyniknąć tyle samo śmiechu, co refleksji, bo oto my, widzowie z XXI wieku przeglądamy się w lustrze, w którym odbijają się również wizerunki naszych przodków.

 

Opis spektaklu: Mikołaja Grabowskiego, Witolda Gombrowicza, Henryka Rzewuskiego i Jędrzeja Kitowicza dzielą stulecia. Każdy z nich reprezentował inną mentalność, każdy miał nieco inne spojrzenie na Rzeczpospolitą, ale niewątpliwie łączy ich jedno: dystans do rzeczywistości i zamiłowanie do specyficznej groteski w opisie kraju i rodaków. Dialogi polskie to zwielokrotniony portret nas samych, bo nasze korzenie są bardzo mocno wrośnięte w historię, która jest równie rozpaczliwa, co piękna. Szczególna wartością sztuki jest język, jakim mówią bohaterowie – choć często wyraża stereotypy o Polakach, jego brzmienie i stylistyka są nie do podrobienia.

 

„W zamierzeniu miała być to opowieść o niczym nowym, to znaczy o skłóconym społeczeństwie, co dzisiaj widzimy każdego dnia, w każdej gazecie i w każdej telewizji. Może pewną atrakcją jest to, iż scenariusz jest złożony z tekstów XVIII-wiecznych autorów, czyli Kitowicza i Rzewuskiego versus Gombrowicz”.

Mikołaj Grabowski

 

Przedstawienie wyróżnione na XIV Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim w Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego w Radomiu nagrodami dla Urszuli Grabowskiej za rolę i Zygmunta Koniecznego za muzykę.

 

Czas trwania spektaklu: 90 minut (bez przerwy)

 

Premiera: 29 lutego 2020

Twórcy

Autorzy

Witold Gombrowicz, Henryk Rzewuski, Jędrzej Kitowicz

Reżyseria/ aranżacja przestrzeni, kostiumy/ ruch sceniczny

Mikołaj Grabowski

Muzyka

Zygmunt Konieczny

Reżyseria świateł:

Michał Grabowski

Asystent reżysera ds. scenografii i kostiumów

Agata Stańczyk

Asystent reżysera/ inspicjent/ sufler

Joanna Jaworska

„Polak z natury swojej jest Polakiem” – rozmowa z Mikołajem Grabowskim

 
 
– Przeszło 20 lat temu Łukasz Drewniak podsumował na łamach „Dialogu” (12/1999) pana dokonania reżyserskie: „W inscenizacjach Pamiątek Soplicy (Teatr im. Jaracza Łódź – 1980) i Listopada (Teatr Polski Poznań – 1982) Rzewuskiego, a nawet Gombrowiczowskiego Trans-Atlantyku (Teatr im. Jaracza Łódź – 1981) czy Dam i huzarów (Teatr im. Jaracza Łódź – 1981) Fredry Grabowski pokazał w latach 1978-81 Polskę jako świat strzaskany, spsiały, skundlony. I ludzi, którzy nie mają poczucia tego skundlenia, bo wciąż śnią sen o potędze. Widzą siebie w roli spadkobierców paradygmatu romantycznego: pięknych, heroicznych, szlachetnych i uciemiężonych”.
 
Sięgając w 2020 roku ponownie po teksty Rzewuskiego, Kitowicza i Gombrowicza, i opatrując je autokomentarzem, uważa pan, że dzisiejsza kondycja Polaków jest w dalszym ciągu nie-zmienna: skażona lub – jak pan woli – ukonstytuowana sarmackością?
 
Nie trzeba być szczególnie bystrym obserwatorem życia społecznego w Polsce ostatnimi laty, żeby nie zauważyć gwałtownego nawrotu do retoryki „sarmackiej”, retoryki żywcem zaczerpniętej ze słownika księcia Radziwiłła „Panie Kochanku” herbu Trąby. Ten uwielbiany przez drobną szlachtę niesłychanie bogaty magnat był uosobieniem „cnót” szlacheckich: pijak i hulaka znany z dzikich wybryków z jednej strony, z drugiej „poświęcony Bogu i krajowi” zagorzały zwolennik starego porządku, zatwardziały przeciwnik reform. O jakie reformy wtedy chodziło? Mówiąc językiem dzisiejszym, możemy z grubsza powiedzieć (nie zagłębiając się w złożoność tamtej sytuacji politycznej), że spór dotyczył (do-tyczy) wizji zamkniętej albo otwartej Polski. Inaczej mówiąc dotyczy tego, czy mamy pozostawać jedynie we własnym, zamkniętym tradycją świecie wartości, czy otwieramy się na Europę, na inność i czy chcemy zmieniać swoje poglądy zgodnie z duchem pędzącego czasu. Mówiąc tekstem ze scena-riusza: czy mamy „zostawić obcym ich zagraniczny rozum, a my naszego, starego się trzymać”?
 
Ta druga postawa – otwarta – wymaga nie lada odwagi, bo trzeba zrujnować nieco swoje przyzwyczajenia i zdecydować się na drogę w nowe. Ale tu nie chodzi – myślę – tylko o odwagę, a o paraliż historią, która nas nie rozpieszczała, odbierając nam co chwila naszą państwowość. U wielu powstało więc przeświadczenie, że tylko cnoty wyrosłe z tradycji są w stanie gruntować w nas miłość, a nawet uwielbienie ojczyzny i że tylko katolicyzm i wiara w cnoty naszych „naddziadów” są w stanie pielęgnować naszą tożsamość. Gombrowicz z całą powagą, podkreślam, z całą powagą naśmiewa się z tych lęków twierdząc, że: „Polak z natury swojej jest Polakiem. Wobec czego, im bardziej Polak będzie sobą, tym bardziej będzie Polakiem. Jeśli Polska nie pozwala mu na swobodne myślenie i czucie, to znaczy, że Polska nie pozwala mu być w pełni sobą, czyli w pełni Polakiem…” Dla Gombrowicza więc swoboda korzystania z własnego rozumu, a nie poddawanie się zbiorowej presji, jest rozwiązaniem.
 
– Konflikt między sarmackością a kosmopolityzmem od kilkuset lat stanowi oś polskiej kultury. Gombrowicz – jak zwykle – wyłamuje się i z tych podziałów. Czy dlatego wraca pan do jego twórczości, że widzi w niej wciąż niewykorzystaną receptę na wyjście z tego impasu?
 
Nie mam złudzeń, że jeśli na tę chorobę jest recepta, niewielu chce wykupić lekarstwo. Pięknie jest myśleć, że sroce nie wypadliśmy spod ogona, że jesteśmy narodem wybranym, że byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa. Sen o potędze, który ciągnie się od wieku XVIII, wzmożony w wieku XIX przez wieszczów, trwa na dobre. Gombrowicz ostał się samotnie i mam wrażenie, że po zachłyśnięciu się nim lata temu, porzuciliśmy go, jak dziwaka, o którym może warto od czasu do czasu porozmawiać, ale chyba nie warto brać go na serio. Dziwak? Może skrajny indywidualista, którego poglądy nie mieszczą się w polskiej głowie. No bo jak wytłumaczyć takie słowa: „Dążyłem do tego, żeby Po-lak mógł z dumą powiedzieć: należę do narodu podrzędnego. Z dumą”.
 
– Dziewięciorgu aktorom przypisał pan postaci, które nie umieją wejść w prawdziwy dialog. My nie umiemy ze sobą rozmawiać? A jeśli tak, to dlaczego? Myśli pan, że hasło „dialogi polskie” może stać się europejskim synonimem określającym nieumiejętną wewnętrzną komunikację?
 
Obecny w scenariuszu podział na „kontuszowych, czyli prawdziwych Polaków” versus „Gombrowicze” jest faktem, ale jest też w spektaklu stale naruszany. Jedni i drudzy często wymieniają się poglądami, jakby na przekór temu, do czego są przypisani, czemu hołdują i w co wierzą. Prawda, że dzisiaj w Polsce stała linia podziału biegnie niekiedy przez środek wigilijnego stołu, ale bardziej bawiła mnie niespodziewana zamiana ról. Stać nas na dialog, na wymianę poglądów, a nawet na ich odmianę? Jestem głęboko przekonany, że to politycy zmuszają nas do przyjęcia restrykcyjnego języka. Jest im na rękę pogłębianie podziałów. Można zadać pytanie: dlaczego tak łatwo poddajemy się presji złego języka, czy już zwariowaliśmy do końca, czy może tylko ktoś zwariował. Życie codzienne nie poddaje się łatwo presji politycznej, przeciwnie – rozrzedza ją. Zwyczajni ludzie nie zamykają się w swoich „okopach św. Trójcy”. Gdyby tak nie było, trudno byłoby mieszkać w jednej wsi, w jednym miasteczku, chodzić do tego samego kina, galerii handlowej, do przychodni, szkoły. Przecież jeszcze chodzimy – na szczęście – tymi samymi ulicami. XX-wieczna historia Europy jest najlepszym dowodem tego, że narody dają się czasem zwariować politykom, ale po jakimś czasie przychodzi otrzeźwienie.
 
– Większość pana spektakli jest oparta na grze zespołu. Aktorzy tworzą polski chór, w którym jednostka próbuje wydobyć się ze wspólnoty. Lubi pan w ten sposób pracować, bo…?
 
Zespołowość, wspólnota, bycie razem, to są wartości, na których opierają się najlepsze zespoły teatralne. Tego byłem uczony wiele lat temu, temu patronuję dzisiaj. Jestem za indywidualnym rozwojem aktora, za pielęgnowaniem jemu tylko właściwych cech; niezwykła to przyjemność pracować z kimś wyjątkowym! Ale jestem też za tym, żeby aktor miał świadomość, że działa w grupie, że jest tylko jednym z instrumentów orkiestry, która gra spektakl. Ta sprzeczność w tym dziwnym miejscu, jakim jest teatr, jest sprzecznością pozorną, nie niszczy, a buduje – stwarza nieprzewidziane możliwości tworzenia przedstawienia. Czy ta sprzeczność musi dotyczyć tylko teatru? Niekoniecznie. Gra przeciwieństw towarzyszy ludziom od początku świata. Nikt mądry nie stracił na tym, że te antynomie wy-korzystał.
 
– Kompozytorem muzyki do przedstawienia – granej na żywo na fisharmonii – jest Zygmunt Konieczny. Zaprosił pan do współpracy tak wybitnego kompozytora, by jego osoba, poza niewątpliwą jakością muzyki, firmowała trochę à rebours groteskę spektaklu?
 
Z Zygmuntem Koniecznym pracuję już od 30 lat. Historia naszej współpracy sięga pierwszego Opisu obyczajów, który był wystawiony w Teatrze STU. Potem były kolejne Opisy…, następnie Pan Tadeusz w Starym Teatrze i kiedy przyszło do Dialogów polskich, nie wyobrażałem sobie spektaklu bez jego muzyki. Muzyka Zygmunta poza swoją niezwykłą pięknością pełni w spektaklu funkcję dramaturgiczną. Stanowi mocną strukturę, bez której spektakl obejść się nie może i jest zarazem ironicznym, a często dramatycznym komentarzem przedstawianych wydarzeń. Nie muszę chyba dodawać, ile pracy muszą włożyć aktorzy w jej wykonanie.
rozmawiała Magdalena Musialik

 

 

 
 

Osoby

 

 

Mikołaj Grabowski – aktor filmowy, teatralny i telewizyjny, reżyser teatralny i pedagog. Absolwent krakowskiej PWST na wydziałach aktorskim (1969) i reżyserii dramatu (1977). Po studiach grał w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie (1969–1977), następnie, jako reżyser, pracował w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze (1977–1979) i w Teatrze im. Jaracza w Łodzi (1979–1981 i 1988–1992). Był także dyrektorem naczelnym i artystycznym teatrów Polskiego w Poznaniu (1981–1982), Słowackiego (1982–1985) i Starego (2002–2012) w Krakowie oraz dyrektorem artystycznym Teatru Nowego w Łodzi (1999–2002). Od 1969 do 1973 asystent w krakowskiej PWST, a w latach1998–2002 dziekan Wydziału Reżyserii Dramatu tamże. Gościnnie występował i reżyserował na wielu scenach w kraju i za granicą, m.in. w krakowskim Teatrze STU, warszawskim Teatrze IMKA i w hamburskim Pantheater Kampnagel. Współpracował z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. W Teatrze Bagatela wyreżyserował Dialogi polskie (2020) oraz Rewizora (2021). 

Jędrzej Kitowicz – (1728–1804) ksiądz, historyk, pamiętnikarz, kronikarz. pracował u różnych dygnitarzy kościelnych (m.in. u biskupa Antoniego Ostrowskiego) i na dworach magnackich, przez wiele lat był także proboszczem w Rzeczycy. Walczył podczas konfederacji barskiej. Autor dwóch nieukończonych dzieł: Opisu obyczajów za panowania Augusta III (1840, wyd. pełne 1951), w którym drobiazgowo odmalował życie szlachty z XVIII wieku, oraz Pamiętników, czyli Historii polskiej (1840, wyd. pełne 1971) z czasów Augusta III i Stanisława Augusta Poniatowskiego. 

Henryk Rzewuski – (1791–1866) prozaik i publicysta, publikował pod pseudonimem Jarosz Bejła. Był m.in. urzędnikiem do specjalnych poruczeń w Warszawie przy namiestniku Iwanie Paskiewiczu. Wydawał i redagował „Dziennik Warszawski” (1851–1856). Jedna z jego sióstr, Ewelina Hańska, była żoną Honoriusza Balzaka, a druga – Karolina Sobańska – tajną agentką rosyjskiej policji carskiej, kochanką Mickiewicza i Puszkina. Odbył wiele podróży, m.in. z Adamem Mickiewiczem. Uważany za autora gatunku gawędy szlacheckiej, której najdoskonalszym przykładem są jego Pamiątki Soplicy (1839–1841), które wzbudziły zachwyt Adama Mickiewicza i zainspirowały go do napisania Pana Tadeusza. Rzewuski napisał także powieści Listopad (1845–1846) i Zaporożec (1854) oraz wydał cykl szkiców Mieszaniny obyczajowe (1841–1843). Listopad – nowatorski gatunek powieści w duchu twórczości Waltera Scotta – uważany jest za najlepszą polska powieść historyczną przed Henrykiem Sienkiewiczem. 

Witold Gombrowicz – (1904–1969) pisarz, publicysta, autor dramatów. Porzucił pracę aplikanta, by móc pisać literaturę. Debiutował w 1933 roku zbiorem opowiadań Pamiętnik z okresu dojrzewania, ale prawdziwą sławę przyniosła mu powieść Ferdydurke (1937). Z tej powieści pochodzą Gombrowiczowskie określenia, do dzisiaj obecne w języku polskim, takie jak „upupienie” czy „przyprawić komuś gębę”. Od 1939 Gombrowicz przebywał na emigracji: do 1963 w Argentynie, od 1964 aż do śmierci we Francji. Na emigracji napisał swoje kolejne słynne powieści, m.in. Trans-atlantyk (1953), Pornografię (1960) i Kosmos (1965). Niezwykle istotną częścią jego twórczości był prowadzony w latach 1953–1969 Dziennik, w którym z właściwym sobie cynicznym humorem opisywał własne losy, a także wchodził w rozważania natury filozoficznej, rozliczał się z polską tradycją i kulturą oraz komentował bieżące wydarzenia polityczne. Trzy powieści Gombrowicza zostały sfilmowane: Pornografia (reż.Jan Jakub Kolski, 2003), Ferdydurke (reż. Jerzy Skolimowski, 1992) oraz Kosmos (reż. Andrzej Żuławski, 2015). 

 

Recenzje

 

Dziennik Teatralny   |   Miasto Kobiet   |   Gazeta Wyborcza   |   e-teatr   |   teatrologia.pl   |   Radio Kraków