Jaka była myśl przewodnia przy wyborze piosenek do recitalu Kamili Klimczak?
Krzysztof Materna: Większość piosenek, które wybrałem do tego recitalu, to wielkie przeboje lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, dziś niemal nieznane. Te kompozycje w oryginale są dziś dość trudne do słuchania. Interpretacje na przykład Ludmiły Jakubczak wydają się nam nieco zabawne, choć wiemy, że wynikało to z ówczesnej estetyki. Dlatego potrzebują nowych aranżacji, nowych odczytań, takich jednak, które zachowają klimat tych utworów – dzięki temu zyskają nową wartość. Kiedy Edyta Górniak zaśpiewała Kasztany niemal pięćdziesiąt lat od ich pierwszego wykonania przez Nataszę Zylską, odkryła tę piosenkę dla zupełnie nowych pokoleń. Kilkudziesięcioletni tekst połączyła z nowym wykonaniem, bliskim jej rówieśnikom. A kiedy Janusz Stokłosa zaaranżował ten utwór jazzowo okazało się, że jest to broadwayowska piosenka z pięknym motywem melodycznym. Gdybyśmy wówczas mieli takie środki medialne jak dzisiaj, to wiele polskich piosenek – na przykład wspomniane Kasztany – zyskałoby światową sławę, choćby z tytułu linii melodycznej. Być może stałyby się przebojami śpiewanymi przez Whitney Houston czy inne gwiazdy muzyki.
– Ale w repertuarze Piosenek odNowa są także utwory pochodzące z kultury żydowskiej czy te śpiewane przez Edith Piaf…
– Zawsze interesowałem się różnymi kulturami i szanowałem to, co w nich powstaje. Ponadto przy tworzeniu repertuaru istotna była osobowość i doświadczenie Kamili, która przez wiele lat pracowała z Leopoldem Kozłowskim. Tak więc część piosenek do recitalu zaproponowałem ja, a część stanowi naturalną bazę poszukiwań samej wykonawczyni. Kamilę poznałem na jubileuszowym koncercie Jacka Cygana w Sandomierzu. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że jest aktorką Teatru Bagatela, którego dopiero co zostałem dyrektorem artystycznym. Gdy usłyszałem jak śpiewa, nie miałem żadnych wątpliwości, że jest to wybitna artystka.
– Ten recital jest wyjątkowy również dla ciebie – można powiedzieć, że jesteś specjalistą od historii polskiej piosenki, związanym z nią zresztą przez sentyment do jej twórców.
Kiedy działałem w parze z Wojciechem Mannem często zadawano nam pytanie, jaki jest background każdego z nas. Backgroundem Wojtka jest Woodstock i Radio Luksemburg, zaś moim – polska piosenka. Z tą piosenką jestem związany od początku swojej działalności artystycznej, i to nie tylko na poziomie samego dzieła, ale też roli jego twórcy. Moja wrażliwość artystyczna kształtowała się wśród muzyków, piosenkarzy i poetów, wielkich postaci polskiej kultury, takich jak Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski, Czesław Niemen czy poeta Leszek Aleksander Moczulski. To byli ludzie, którzy pisali i śpiewali o czymś niebanalnym, mimo że tworzyli również piosenki służące wyłącznie rozrywce. Byłem też blisko związany ze sceną jazzową. Zbigniew Namysłowski, Krzysztof Komeda czy Andrzej Kurylewicz byli dla mnie niemalże bogami. Poza tym nie tylko przyjaźniłem się z wieloma muzykami, ale również organizowałem ich koncerty – jak choćby recital Edyty Geppert, Michała Bajora czy trasę koncertową i nagranie płyty zespołu Obywatel GC. Dzięki temu poznałem od podszewki proces twórczy piosenki. Dzisiaj oczywiście proces ten wygląda zupełnie inaczej niż czterdzieści lat temu. Współcześnie twórca zajmuje się wyłącznie tą częścią sztuki, która idzie mu najlepiej: kompozytor ma zupełnie inne zadanie niż aranżer. Do tego dochodzi technologia, elektronika, która daje nieograniczone możliwości. I rzecz najważniejsza, a przy tym najbardziej tajemnicza, czyli wyobrażenie kompozycji, jak zinstrumentalizować utwór, gdzie dołożyć partie skrzypiec, gdzie flet, a gdzie elektronikę. Trzeba też uwzględnić aktualne mody w muzyce. Komponowanie piosenki to wbrew pozorom bardzo skomplikowany proces.
W tym recitalu jest jeszcze jeden bohater – Jerzy Skolimowski, autor obrazów, będących scenografią recitalu. Co łączy te obrazy, teksty i muzykę?
Te trzy rodzaje sztuki łączy pewien rodzaj myśli plastycznej i klimat wynikający z abstrakcji, bo Skolimowski jest malarzem abstrakcjonistą. Kiedy zacząłem słuchać piosenek do recitalu Kamili, moja myśl wędrowała właśnie w rejony abstrakcji, w rejony czystej sztuki. Wyobraźnia Skolimowskiego zawsze mnie fascynowała, bo ona odbija się w wielu uprawianych przez niego dziedzinach: poezji, malarstwie, reżyserii, scenografii, aktorstwie – choć sam mówi, że najważniejsze jest dla niego malarstwo. Dla mnie te obrazy są kondensacją abstrakcyjnej wyobraźni, świetnego gustu, które nadają całemu wydarzeniu niepowtarzalną atmosferę. To nie jest warstwa ilustracyjna, tylko równoważnik tekstu. Utwory wykonywane przez Kamilę w tym recitalu pochodzą głównie z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, piosenki Jerzego Skolimowskiego, tak samo jak muzyka Kurylewicza czy Komedy, to także tamte lata. Tu wykonują ją młodzi świetni muzycy, którzy wnoszą w te aranżacje współczesnego ducha.
A co z tych tekstów możemy wyczytać dzisiaj?
Piosenki sprzed dziesięcioleci zawsze pokazują jakiś nowy sens. Są jak doskonałe wino, wyjęte po latach z piwniczki. Kiedy na przykład ktoś śpiewa, że ma swój intymny mały świat, to wyraża prawdę o naszej wrażliwości, o tym, co chcemy uzewnętrznić, a co zatrzymać dla siebie. Jeśli odniesiemy to do współczesnych czasów to pojawia się myśl – co to znaczy, mieć swój intymny mały świat przy Facebooku albo Instagramie?
[Z Krzysztofem Materną rozmawiała Katarzyna Wójcik]