Aby edytować te informacje przejdź do podstawowej edycji.
Dzienniki wg Witolda Gombrowicza
Kultową frazę: Poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja… wypowie mistrz, który ponad wszelką wątpliwość nie tylko ukochał Gombrowicza, ale i konfrontuje go z polską publicznością od kilkudziesięciu lat. Kłuje tym Gombrowiczem nasze dobre samopoczucie, wybija z różnych stref komfortu, proponując rzetelny krytycyzm i otrzeźwienie pozwalając lepiej zrozumieć własne błędy i upadki – jak pisze Tadeusz Nyczek.
Postawa – otwarta – wymaga nie lada odwagi, bo trzeba zrujnować nieco swoje przyzwyczajenia i zdecydować się na drogę w nowe. Ale tu nie chodzi – myślę – tylko o odwagę, a o paraliż historią, która nas nie rozpieszczała, odbierając nam co chwila naszą państwowość. U wielu powstało więc przeświadczenie, że tylko cnoty wyrosłe z tradycji są w stanie gruntować w nas miłość, a nawet uwielbienie ojczyzny, i że tylko katolicyzm i wiara w cnoty naszych „naddziadów” są w stanie pielęgnować naszą tożsamość. Gombrowicz z całą powagą, podkreślam, z całą powagą naśmiewa się z tych lęków twierdząc, że: „Polak z natury swojej jest Polakiem. Wobec czego, im bardziej Polak będzie sobą, tym bardziej będzie Polakiem. Jeśli Polska nie pozwala mu na swobodne myślenie i czucie, to znaczy, że Polska nie pozwala mu być w pełni sobą, czyli w pełni Polakiem…” Dla Gombrowicza więc swoboda korzystania z własnego rozumu, a nie poddawanie się zbiorowej presji, jest rozwiązaniem. /Mikołaj Grabowski/
Jak mawia wschodni klasyk, będzie i śmieszno i straszno, a na pewno mądrze. A jak dobrze zagrane!
Czas trwania spektaklu: 65 minut (bez przerwy)